Jak co roku, w Polsce wybuchła dyskusja o tym, czy i jak spędzać Halloween. Miłośnicy dobrej muzyki, którzy 31 października mieli okazję zjawić się w przytulnej Sali bocheńskiego Kina REGIS nie mieli takich dylematów – wybrali wieczór z doskonałą muzyką na żywo. Tego dnia na scenie pojawiło się międzynarodowe trio, na czele którego stał amerykański gitarzysta Greg Howe.
Nie była to pierwsza wizyta tego giganta gitary w Polsce, jak i w Bochni. W tym uroczym małopolskim mieście Greg zagrał 6 lat temu, wtedy towarzyszył mu basista związany z projektu Simona Phillipsa – Protocol – a i tą formację z udziałem mistrza Howe’a dane mi było słyszeć w krakowskim klubie Studio. Tym razem jednak Greg zaprosił do współpracy fenomenalną Hinduskę Mohini Dey, a za perkusją zasiadł najmniej – jeszcze – utytułowany muzyk w trio, Marco Cirigliano. Jak zapowiedział organizator tego cyklu koncertowego, Piotr Lekki, ciężko jeszcze „wyguglać” jakieś większe ciekawostki o tym bębniarzu w Sieci, więc dla wielu przybyłych słuchaczy będzie on mógł być małym zaskoczeniem. Oczywiście Howe byle kogo w trasę nie zabiera, ale zapowiedź Piotra okazała w pełni uzasadniona. Greg jak zwykle ze skromnością i stoickim spokojem, niewiele mówiąc do publiczności, wycinał swoje legata i sweepy, natomiast sekcja po prostu skradła mu show. Marco to tytan, i rzeczywiście jego mocarne, często funkujące kanonady perkusyjne wzbudzały zachwyt „bochniarcokowej” publiczności, przyzwyczajonej przez ostatnią dekadę do obecności wyśmienitych perkusistów na bocheńskiej scenie. A Cirigliano to przy okazji osobowość niezwykle dowcipna i energiczna. Wszedł na scenę w stosownej halloweenowej masce, w której zresztą potem zagrał niewiarygodne solo, a przez cały koncert nie mógł wręcz usiedzieć za bębnami. Wśród publiczności zasiadło wielu basistów, dla których z kolei głównym magnesem uzasadniającym pielgrzymkę do Bochni w przeddzień święta zmarłych była pierwsza w Polsce sceniczna obecność Mohini Dey. Oczywiście nie ma tu sensu powtarzać wszystkich encyklopedycznych informacji o tej arcyzdolnej i pięknej basistce, bo są dostępne na jej stronie. Jeśli ktoś nie wie, to mimo młodego wieku jest rozpoznawana jako jedna z najważniejszych basistek XXI wieku, często jako jedyna kobieta w towarzystwie męskich wirtuozów tego pięknego instrumentu. No i Dey tego wieczoru jedynie potwierdziła swą kosmiczną klasę. Niewiarygodnie mocarne partie basowe były okraszone imponującymi solówkami. Zarówno grając klasyczną techniką, depcząc po „podłodze” – czyli korzystając z efektów dźwiękowych – jak i łojąc basy dumnie wyprostowanym w klangu kciukiem Mohini wzbudzała chyba największy aplauz zgromadzonych słuchaczy. No i my, Polacy mamy kolejny powód do dumy, bo ta instrumentalistka ma już taką pozycję, że kolejka producentów sprzętu muzycznego chcących zaproponować jej endorsement swoich produktów wygląda jak ogonek za papierem toaletowym z czasów komuny, natomiast Mohini od wielu lat korzysta z gitar basowych polskiej firmy Mayones. Jeśli chodzi o wzmacniacze, to stawia ona na produkty włoskiej firmy Markbass.
Dwie godziny niewiarygodnie wirtuozerskiej muzyki, ale i muzyki niebywale pięknej, bo nieziemskie umiejętności całej trójki nie były jedynym powodem gromadnego „opadu szczęk” wśród publiczności. Trio jest mniej więcej w połowie europejskiej trasy zaplanowanej na niespełna 40 koncertów i widać już niesamowite zgranie zespołu, a jednocześnie nieustającą radość z wspólnego muzykowania i brak objawów znużenia i zmęczenia. A Bochnia to dobry przystanek na każdej trasie takich muzyków. Piotr Lekki wraz z żoną Elą i przyjaciółmi wspierającymi organizację tych koncertów już od dekady, dbają o odpowiednią „aprowizację” zapewniając rodzinną atmosferę, przytulny nocleg i wspaniałe posiłki – rzeczy proste, w pełni zgodne z przysłowiową polską gościnnością, a nie zawsze dla wszystkich promotorów koncertowych oczywiste. Michał Kubicki, człowiek, z którym Piotr Lekki wspólnie rozpoczynał historię cyklu „Bochnia Rocks” ponad 10 lat temu, napisał w mediach społecznościowych, że to był chyba najlepszy koncert w historii tej imprezy. I ciężko się z Michałem nie zgodzić, bo to nie był zwykły wieczór, to była poważna erupcja absolutnie nieokiełznanej energii, lawa dźwięków i dobrych emocji. Biorąc pod uwagę czas, w jakim ci muzycy do nas zawitali, nierozerwalnie związany w Polsce z pamięcią o zmarłych, przywołałem w sobie wspomnienie pierwszego koncertu, na jaki pojechałem do Bochni – nieodżałowanego TM Stevensa, a także potężnego posturą Nathaniela Petersona, basistów, których miałem zaszczyt i przyjemność posłuchać właśnie w kameralnych okolicznościach bocheńskiego kina REGIS, a którzy już od nas odeszli. Koncert tak niewiarygodnego składu, jakim teraz zarządza maestro Greg Howe to niechybnie piękne uświetnienie ich pamięci.
Jak zwykle gratulujemy Eli i Piotrowi Lekkim oraz całej zaprzyjaźnionej z nimi gromadzie dobrych ludzi i lokalnych firm i instytucji, dzięki którym po raz kolejny do niewielkiej miejscowości zawitali muzycy tej klasy. W tym roku jeszcze dwie imprezy są zaplanowane w kalendarzu, najbliższa z nich to specjalny koncert duetu PiS czyli duetu, w którym grają Piotrek Lekki i Robert „Sierściu” Mastalerz z gościnnym udziałem Jerzego Styczyńskiego i Marka Radulego. Piotr wspominał też o planowanym na zimę akustycznym koncercie TSA MNKWL, w którym gospodarz „Bochnia Rocks” gra na gitarze. Śledźcie zatem social media imprezy i przyjeżdżajcie do Bochni na spotkania ze świetnymi, gitarowymi dźwiękami.
Tekst i zdjęcia: Sobiesław Pawlikowski / Ada & Sobiesław Pawlikowscy Photography