W środę 9 sierpnia, w krakowskim klubie STUDIO zabrzmiała potężna dawka energetycznej muzyki. Agencja Knock Out Productions zorganizowała tam bowiem koncert grup Biohazard, Terror, Dog Eat Dog, Schizma oraz Get The Shot. Podobnie jak dzień wcześniej w Warszawie, koncert był w pełni wyprzedany, więc ci, którzy przegapili zapowiedzi i o imprezie dowiedzieli się zbyt późno – pocałowali klamkę klubu…
Ja niestety nie zdążyłem na otwierający wieczór występ Kanadyjczyków z Get The Shot i miły wieczór rozpocząłem od Schizmy, która już mocno rozgrzana dawała czadu ze sceny. Ludzkość szczelnie wypełniająca klub już na tym koncercie korzystała z możliwości pogowania i radosnego reagowania na miłe dźwięki płynące ze sceny. Była to niezła zapowiedź tego, co miało dziać się podczas następnych trzech występów zaplanowanych na ten wieczór. Generalnie, poza wspomnianymi przybyszami z Kanady, pozostałe cztery składy to raczej seniorzy, ale cholera, w ogóle tego nie było widać i słychać. Panowie ładowali do pieca z mocą, jakiej pozazdrościć im mogą dzisiejsi dwudziestolatkowie, i parafrazując wyświechtane przysłowie, wszyscy muzycy obecni na scenie Studia w ten wieczór są jak wino – im starsi, tym lepsi. Ciężko wyróżnić którykolwiek ze składów, bo wszystko to chodząca samobieżnie historia muzyki niepokornej. Ja akurat najbardziej ucieszyłem się, że w końcu zobaczę na żywca Dog Eat Dog, bo taki crossover był bliski sercu memu lat temu 30, zasłuchiwałem się wtedy w takich dźwiękach i wcale nie marzyłem o tym, że za 30 lat panowie będą dalej w świetnej formie, a ja z aparacikiem znajdę się pod samą sceną na ich koncercie, żeby uwiecznić występ dla naszych czytelników. No i oczywiście się nie zawiodłem – znakomity rapcore i koncertowa, nomen omen, forma. Szacun dla publiki, świetny kontakt, oczywiście John Connor rozpoczął pląsy w koszulce hokejowej reprezentacji Polski. Bardzo pozytywny i niestety krótki set, podczas którego ludzkość już zaczęła wrzeć, a przed nimi przecież jeszcze dwa koncerty… Connor zapowiedział nową płytę formacji i powrót do Polski jesienią na dwa pełnowymiarowe koncerty – już przebieram nóżkami i mam nadzieję, że ponownie pojawią się w Krakowie. Po DED na scenie zapanował Terror. Panowie zaiste nie proponują tak przebojowych i chwytliwych szlagwortów jak ekipa Connora, ale mówiąc krótko – celny i bolesny strzał w zęby. Hardcore’owa jazda bez trzymanki, świetnie pracująca sekcja z przesterowanym basem, mocne, szybkie kompozycje. I tu już zaczęło się piękne pływanie słuchaczy nad głowami publiczności zakończone efektownym nurkowaniem w fosie w rękach troskliwych i czujnych ochroniarzy, którzy skutecznie dbali o bezpieczeństwo szalejącej publiki – szacun dla panów w czarnych koszulkach. Krótka przerwa na uprzątnięcie sceny i pyszne piwo z rzemieślniczego browaru, który działa w Klubie STUDIO i na scenie pojawiła się najbardziej oczekiwana, legendarna formacja tego wieczoru. Biohazard jeńców nie bierze. Od pierwszych dźwięków moc niewiarygodna wprowadzająca ludzkość w amok ostateczny. Evan Seinfeld występujący jak zwykle topless imponował rzeźbą ciała i okraszającymi ją tatuażami, koledzy mu dzielnie wtórowali. Zero odgrzewania kotletów i jeździe na sławie z najntisów ubiegłego wieku. Tu nie ma żadnego ZBOWiDu. Moc, energia, power, radość z grania i niezmienny szacun dla publiki. Ta kultowa kapela ma fajne życie, bo jednoczy pod sceną i metali, i punków, i hardkorowców – Biohazard jest jak zupa pomidorowa, wszyscy go lubią. I fajnie, bo dawno nie słyszałem tak porządnie zagranego koncertu.
I ogólnie był to bardzo porządny koncert. Jak zwykle w wykonaniu sztuk organizowanych przez Knock Out Productions, organizacja na światowym poziomie, wszystko widać, słychać i czuć. Gratulujemy kolejnego sukcesu organizacyjnego i frekwencyjnego i czekamy na kolejne znakomite sztuki przygotowane przez tę agencję, a tymczasem zapraszamy do zapoznania się z dokumentacją fotograficzną z krakowskiego koncertu grup Biohazard, Terror i Dog Eat Dog.
• Dog Eat Dog
• Terror
• Biohazard
Tekst i zdjęcia: Sobiesław Pawlikowski