Bohaterem tego odcinka cyklu wywiadów „Bez Mamony” jest Michał Barański – basista, kontrabasista, nauczyciel, Muzyk – przez Wielkie „M”. Do tego bardzo uroczy jako człowiek. Mieliśmy okazję współpracować, być kilka razy w trasie i w przypadku Michała można śmiało powiedzieć, że jego wielki talent, profesjonalizm i kunszt, idą w parze ze skromnością. A to wielce cenna cecha. Cieszę się, że zdecydował się nagrać autorski album – płyta „Masovian Mantra” jest naprawdę świetna!
Michale, jesteś dla mnie wielkim autorytetem muzycznym, obecnym na scenie od bardzo wielu lat, jednakże tę rozmowę mogą czytać osoby, które jeszcze nie miały okazji zapoznać się z Twoją twórczością. Sama także jestem ciekawa – „od czego to się zaczęło”, a zatem proszę zacznijmy od samych początków Twojej muzycznej drogi.
Michał Barański: Muzyka towarzyszyła mi w życiu od najmłodszych lat. Mój ojciec jest fagocistą w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej w Katowicach. Mama z kolei jest klasyczną pianistką – uczy w szkole, w Żorach, koncertuje w zespołach kameralnych, czasami też solo. Wychowanie wśród takich rodziców oznacza intensywny kurs muzyki klasycznej w domu. Zacząłem od fortepianu potem cała szkoła podstawowa na wiolonczeli, a w między czasie pojawiła się gitara basowa, a później kontrabas. Jednak mojej rodzinie zawdzięczam dużo więcej. Słuchało się wszystkiego – Stinga, Michaela Jacksona i innych wykonawców popowych na najwyższym poziomie. Oczywiście też i jazzu – może takiego odrobinę wygładzonego, tata był fanem np. Pat Metheny Group, ale to był dla mnie świetny wstęp do świata jazzowej improwizacji. Ojciec dużo słuchał też szeroko pojętej World Music – miało to duże znaczenie w kontekście moich późniejszych gustów muzycznych i płyty „Masovian Mantra”.
Skąd miłość do jazzu? Dlaczego akurat ten wybór gatunku? Jesteś wszak wszechstronnym muzykiem. Jak to jest z tym jazzem? Jaka jest Wasza relacja?
Michał Barański: Jazz jest przede wszystkim ekscytujący podczas improwizacji. Jest to rodzaj adrenaliny od której łatwo się uzależnić. Miesza się to też z intensywną interakcją na scenie z kolegami. To wszystko sprawia że zarówno wykonywanie tej muzyki jak i słuchanie powoduje nieprzewidywalne doznania. Zawsze są niespodzianki. To odróżnia ten rodzaj muzyki od innych. Oczywiście słucham różnych rodzajów muzyki i bardzo je lubię, ale Jazz pod względem nieprzewidywalności jest wyjątkowy.
Wsłuchując się w Twoją płytę „Masovian Mantra”, odnajduję tak bogaty koloryt, że chłonę go niczym gąbka. Bardzo osobista to recenzja, jednak pozwolę sobie na nią – w Twojej muzyce jest wszystko to, co kocham – nawiązania do polskiego folkloru, wycieczka do duchowych Indii, wirtuozeria wykonania. Dla mnie to muzyczna i duchowa uczta, ale także swoista podróż przez gatunki i krainy. To niesamowicie ambitny i wybitny album. Proszę opowiedz o genezie jego powstania.
Michał Barański: Bardzo mi miło. Koncepcję tej płyty miałem w głowie już lata temu. Chodziło o to, żeby połączyć polską muzykę ludową z indyjską koncepcją rytmiczną, którą reprezentuje przez indyjski śpiew rytmiczny „konnakol”. Pewnym impulsem była też płyta Grzegorza Ciechowskiego „ojDADAna” sygnowana jako Grzegorz z Ciechowa. Ale wiadomo – gram w wielu zespołach, właściwie cały czas byłem w trasie. Do tego uczę na Akademii Muzycznej w Katowicach, mam rodzinę, trójkę dzieci. Po prostu nie było na to czasu. Dopiero pandemia spowodowała, że mogłem się tym zająć. To był jeden z pozytywnych aspektów tego – generalnie – dość tragicznego okresu. Nauczyłem się tych wszystkich programów do komponowania na komputerze, samplingu – spora część pracy nad tą płytą odbywała się w moim domu.
Chciałem wykorzystać to, co mam – czyli m.in. te lata ćwiczenia konnakolu. Te matematyczno-rytmiczne koncepcje, które miałem głowie, przenosiłem na grunt kompozytorski. Słuchałem bardzo dużo polskiej muzyki etnicznej z Mazowsza, głównie mazurków. Uważam, że tu jest największe pole do popisu dla jazzmanów. One są najbardziej zawiłe, niby wszystko jest na trzy – ale nierówno. Można więc od trójki przejść na pięć, siedem, dziewięć, jedenaście, trzynaście itd. Wtedy wszystko się zazębia – jest ta nierówność muzyki ludowej, ale też uporządkowana struktura nieparzystych metrów – w tym podziałów indyjskich, matematycznych. Na to nałożyły się moje pozostałe inspiracje – w tym celu musiałem sporo popracować nad harmonią. Później to wrzucałem do programu Logic, dodawałem sample itd. Współczesna technologia daje nam wspaniałe narzędzia i absolutnie nie powinniśmy z nich rezygnować i wstydzić się ich używania.
I w tym wszystkim znajdziemy też dużo czystego jazzu utrzymanego w środkowym nurcie, ale przefiltrowanego przez doświadczenia współczesne – od Brada Mehldaua. To nie jest Mahavishnu Orchestra – gdzie rytmy były wprawdzie nieparzyste, ale takie równo wystukane w duchu fusion. A chodzi właśnie o to, żeby mieć taką swobodę w używaniu nieparzystych metrów, żeby one zabrzmiały, jak jazz środka. My, muzycy jazzowi, musimy teraz bardzo dużo ćwiczyć, żeby cały czas uzyskiwać wolność w tych skomplikowanych strukturach. Nie chcemy przecież, żeby słuchacze mieli poczucie, że to jest coś strasznie trudnego. (śmiech)
Kogo słucha Michał Barański? Czyje dźwięki towarzyszą Ci w drodze, w kuchni, a które gdy masz czas tylko dla siebie?
Michał Barański: Moi ulubieni obecnie artyści to Tigran Hamasyan, Shai Maestro, Brad Mehldau, Wayne Shorter – ich słucham bardzo wnikliwie gdy jestem skupiony na muzyce. Natomiast w drodze czy w kuchni słucham dużo muzyki etnicznej i klasycznej a także muzyki popularnej na wysokim poziomie np. Laura Mvula, Jacob Collier, Ariana Grande.
Zastanawiałam się, czy zadać Ci to pytanie, bo mam świadomość, że odpowiedź może być bardzo długa, jednakże „do odważnych świat należy” i pytam: czy możesz zliczyć swoje współprace muzyczne, kolaboracje? Z kim dotąd współpracowałeś i którzy muzycy najbardziej zapadli Ci w sercu i w pamięci i dlaczego?
Michał Barański: Gram z wieloma muzykami, biorę udział w rozmaitych projektach. Myślę, że każdy z nich coś mi dał, w jakiś tam sposób wpłynął na mnie i mój warsztat. Są jednak zespoły, w których gram więcej i częściej. Każdy muzyk, który gra w wielu składach, musi sobie układać priorytety. Mógłbym długo wymieniać nazwiska muzyków, od których wiele się nauczyłem – Adam Bałdych, Kuba Więcek, Piotr Wyleżoł, Aga Zaryan, Piotr Wojtasik i wielu innych. Miałem też okazję się załapać na grę z artystami ze starszego pokolenia – jak Zbigniew Namysłowski, Tomasz Stańko, Michał Urbaniak, Artur Dutkiewicz, z którym gram zresztą do dzisiaj. To jest stara, nieoceniona okazja, żeby dostać kopa od takich ludzi. To starsze pokolenie nie przebierało w słowach. Mówili wprost i bez ogródek – tu jest źle, tam powinno być inaczej, a w tym miejscu jest dobrze. To była okazja, żeby dowiedzieć się prawdy o swoim graniu – dostać jasny i konkretny drogowskaz. Dzięki temu można szybko pójść do przodu.
Chętnie i z przyjemnością współpracuję też z muzykami popowymi, gram z Kayah, Kubą Badachem, Afromental i innymi. Jestem fanem r’n’b – i tego starego, i nowego, także hip-hopu. W ogóle lubię czarną muzykę. Jazz to przecież też jest czarna muzyka.
Czy są jakieś muzyczne współprace o których marzysz, których jeszcze nie udało Ci się zrealizować?
Michał Barański: Granie z amerykańskimi muzykami na najwyższym poziomie jest zawsze ekscytujące. Niesamowite jest to, że już doświadczyłem paru telefonów zza oceanu z zaproszeniem na światowe trasy koncertowe, gdzie byłem jedynym Polakiem w zespole. Dayna Stephens, Bennie Maupin czy Dan Tepfer umożliwili mi te wyjątkowe muzyczne przeżycia. Chciało by się więcej, aczkolwiek posiadanie własnego projektu wiąże się z przewartościowaniem priorytetów koncertowych.
Jakie są Twoje muzyczne plany – zarówno te koncertowe jak też wydawnicze. Gdzie możemy Cię posłuchać? Co masz w planach na 2023 rok?
Michał Barański: Planujemy koncerty z moim kwartetem z izraelskim gitarzystą Shacharem Elnatanem oraz Michałem Tokajem i Łukaszem Żytą i wiele koncertów jako basista rozmaitych projektów muzycznych.
Poza tym, że jesteś czynnym muzykiem, jesteś także wykładowcą – opowiedz proszę o tej części swojej pracy zawodowej.
Michał Barański: Jestem doktorem adiunktem na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Mam wspaniałych studentów z którymi razem zgłębiamy grę mistrzów basu i tajniki muzyki jazzowej i rozrywkowej.
Gdyby Michał Barański nie został muzykiem, to byłby?…
Michał Barański: Bardzo interesuję się geopolityką i historią, więc może praca w Ministerstwie Spraw Zagranicznych jako dyplomata gdzieś w jakimś egzotycznym kraju?
Dziękuję Ci za odpowiedzi 🙂
Rozmawiała: Izabela Biernat
INTERNET:
www.facebook.com/michalbaranskimusic
instagram.com/michalbaranskimusic
open.spotify.com/artist/6oH0zM5dxLJn7DSHsKuM0A
zdjęcie główne: Oleg Panov