Jak wszyscy wiemy, od czasu wybuchu pandemii COVID-19 sytuacja koncertowa na całym świecie uległa wielkiej zmianie. Na jakiś czas zupełnie zamarła, a nawet po zluzowaniu obostrzeń przez poszczególne kraje, nadal nie wróciła do wcześniejszego stanu. Ograniczona liczba imprez sprawia, że mniejszy jest także „tort”, z którego każdy chciałby wykroić sobie jak największy kawałek. Chociaż w informacji jaką opublikowały portale Billboard czy NME nie ma odniesień do pandemii to z pewnością mniejsza liczba wydarzeń też może mieć z tym coś wspólnego, a chodzi tu o pozew sądowy przeciw gigantowi rynkowemu, jakim jest Live Nation Entertainment.
Otóż, firma ta – powstała w 2010 z połączenia Live Nation i Ticketmaster – została pozwana przez dużą grupę powodów z różnych stanów USA, którzy zarzucają jej rzekome naruszenie przepisów antymonopolowych, a ponadto twierdzą że podmioty te zachowywały się „drapieżnie” w stosunku do właścicieli obiektów, w których organizowane były koncerty. Pozew został złożony do sądu federalnego w Kalifornii. Jest to już druga podobna sprawa, gdyż także w 2020 roku do jegnego z amerykańskich sądów wpłynął zbliżony pozew.
Na czym miało polegać niewłaściwe działanie pozwanych? Otóż w pozwie zarzuca się im, że firma Live Nation wykorzystywała swoją pozycję rynkową, by wywierać presję na właścicieli obiektów, w których organizowała koncerty, aby sprzedawali oni bilety głównie (lub wyłącznie) przez Ticketmaster, czyli drugi podmiot wchodzący w skład Live Nation Entertainment. W ten sposób mieli rzekomo dążyć do zmonopolizowania rynku biletów na koncerty. Zdaniem powodwów, fakt że Ticketmaster i Live Nation działają w ramach tej samej firmy, mają ogromną władzę i niesprawiedliwy stopień wpływu na swoich konkurentów w świecie promocji koncertów. Działanie tych podmiotów określane jest w pozwie jako antykonkurencyjne i antykonsumenckie. Wspomniany proces z 2020 roku zakończył się wyrokiem na korzyść firmy Ticketmaster. Jak będzie tym razem? Czas pokaże…