Ten rok w historii grupy z Oksfordu, Foals, zapowiada się wyjątkowo. Wszystko za sprawą decyzji, że najnowszy krążek ukaże się w dwóch częściach. Premiera pierwszej miała miejsce w marcu, druga oczekiwana jest „w najbliższych miesiącach”, pewnie we wrześniu. To nie koniec sensacji. Po odejściu z początkiem ubiegłego roku basisty, Waltera Gerversa, członkowie zespołu doszli do wniosku, że nie zastąpią go żadnym innym muzykiem, będą kwartetem, a jego bas zastąpią syntezatory. Ta ryzykowna decyzja w niczym brzmieniu kapeli nie zaszkodziła, może nawet wyszła na dobre? Każdy z dwóch albumów zawiera po dziesięć utworów. „Można ich słuchać osobno, choć tworzą jedną, uzupełniającą się wzajemnie całość”, oświadczył Yannis Philippakis, lider, wokalista i gitarzysta Foals. Pierwsza trwa 39 minut. To nie są utwory pogodne. Jak przystało na jedną z najważniejszych teraz grup brytyjskich, opowiadają o różnych zagrożeniach niesionych przez cywilizację. Jest mowa o zmianach klimatu, z jakimi nie umiemy sobie kompletnie poradzić. O problemie totalnej inwigilacji, którą wszyscy, choć w równym stopniu odczuwamy. O tym, że zatraciliśmy podstawowe więzi międzyludzkie i nie umiemy porozumieć się między sobą nawet na poziomie elementarnym. Apokalipsa? W jakiejś mierze tak. Jaki jest sens bycia w tych warunkach muzykiem, jeśli nic nie można z tym zrobić? Yannis dodaje: „Te utwory są wołaniem o pomoc. Nie wywieszamy białej flagi, ani nie wysyłamy sygnału SOS. Ja, ty, my, oni, wszyscy, musimy za wszelką cenę coś z tym zrobić, jeśli cywilizacja ma przetrwać, bo świat już nie jest taki sam”. Jak widać nie są to utwory, które można puszczać sobie na dobranoc. Na szczęście te rozważania łagodzi w dużym stopniu muzyka. Ze wszech miar interesująca, z kilkoma utworami utrzymanymi w rytmach tanecznych. Czasem spod znaku dance-punka, kiedy indziej stanowiącą hybrydę disco i punka, a w innych momentach zamieniającą się w wyrafinowany pop. Już pierwszy singiel zwiastujący album, „Exits”, robi spore wrażenie, według mnie to najdojrzalszy utwór na krążku. Polecam również „In Degrees” i „On the Luna”. Producentami albumu są sami członkowie grupy, wspomagani jednak przez zaprzyjaźnionych fachowców. Jest też kilku świetnych muzyków doproszonych do tego projektu. Warto zwrócić uwagę na aranżacje, jak również dwuosobową sekcję dęciaków, mocno rozbudowujących brzmienie oraz kilkuosobowy chórek. Po wysłuchaniu tego albumu wiadomo dokładnie, że nagrody spływające w sporych ilościach na Foals w żadnej mierze nie są dziełem przypadku. Sami ich poznamy na tegorocznym OFF Festivalu!
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa zespołu: www.foals.co.uk
Recenzja ukazała się w numerze 6/2019 miesięcznika Muzyk.