Według mnie to jeden z ważniejszych albumów ostatnich miesięcy. Mądry muzycznie i tekstowo, przy okazji także naprawdę przebojowy, z chwytliwymi refrenami, wymagający jednak od słuchacza zastanowienia i wrażliwości. Synowie Wojciecha Waglewskiego od początku pracują razem, trudno więc o lepsze porozumienie między twórcami krążka, które słychać od pierwszych sekund. Z całą pewnością ich album dobrze oddaje nasze dalekie od zbytniego optymizmu nastroje, przecież nie tylko zeszłoroczne. Fisz potrafi pisać o wielu trudnych sprawach prosto i zrozumiale. Może nawet momentami zbyt prosto, ale z pewnością w sposób wzbudzający emocje i dyskusje, choć o poezji mowy raczej być nie może. W wywiadach twierdzi, że to krążek opowiadający o mocno komercyjnym świecie nowych utopii, świecie gwałtownych przemian w sferze obyczajowej, gdzie niby chcemy być bliżej siebie, ale staje się to coraz bardziej niemożliwe. „Tu nie ma Boga, jest nim on” (pieniądz), śpiewa w jednym z utworów. Wspólnym mianownikiem poszczególnych utworów jest spotkanie człowieka ze współczesną technologią, otaczanie się bezsensownie wielką ilością zaśmiecających nas gadżetów. Bardzo dobrze koresponduje z tekstami naprawdę ciekawa muzyka. Bracia proponują taki sposób wspólnego tworzenia utworów, w jakim warstwa muzyczna i tekstowa są równoprawne i wzajemnie się uzupełniają, choć oczywiście w niektórych momentach bardziej istotna bywa muzyka, a kiedy indziej tekst. To żaden przytyk, tak być powinno. W każdym razie ten blisko godzinny album ani razu mnie nie znudził. Chyba najprościej powiedzieć, że to pop z domieszkami innych stylów, na przykład soulu, choć z pewnością nie skłania do wesołych pląsów. Są bębny, elektronika, czasami słychać samotną gitarę, choć ogólnie faktura muzyczna bywa wyjątkowo gęsta. Jak wiadomo, Fisz wybitnym wokalistą nie jest, ale za to śpiewa w sposób dla wszystkich komunikatywny, przez co wiadomo od razu o co mu chodzi. „Drony” to muzyczna opowieść o Polsce i świecie widziana z perspektywy dwóch dojrzałych mężczyzn powoli zbliżających się do czterdziestki. Dużo już wtedy się wie, zwraca uwagę na sprawy istotne, a przez to stawia trafną diagnozę. Na dodatek w tym wieku jeszcze wiatr dmie w skrzydła i nie pozwala zgadzać się na nic, co naprawdę uwiera.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 2/2017 miesięcznika Muzyk.