Keith Richards powiedział: „Jeśli nie znasz bluesa, nie ma sensu sięgać po gitarę i grać rock’n’rolla, ani żadnego innego rodzaju muzyki popularnej”. Wtórował mu Mick Jagger: „Pierwsza płyta, jaką w życiu kupiłem, to był koncert Muddy Watersa w Newport. Co za wrażenie!” Rzeczywiście, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że najgłośniejszy zespół rockowy świata, od samego początku jest zainfekowany bluesem. Na nim uczyli się muzykowania i z niego czerpali najlepsze pomysły, a niektóre tematy nagrywali i wykonywali na koncertach. Teraz po latach, Mick doszedł do wniosku, że czas najwyższy pokłonić się mistrzom i tym samym podziękować za dekady inspiracji. Ten dwupłytowy album zawiera wybrane przez członków The Rolling Stones legendarne tematy bluesowe w interpretacji geniuszy gatunku. Niektórzy z nich, to prawie niepiśmienne „prawdziwki” z Delty Missisipi, grający niemal całe życie w podejrzanych knajpach za piwo i kolację, ale są i tacy jak B.B. King, którzy odchodzili w glorii jupiterów i z potężnym kontem. Znaleźli się między innymi Muddy Waters, John Lee Hooker, Chuck Berry, Eddie Taylor, Otis Rush, Mississippi Fred McDowell, Robert Johnson, Jimmy Reed… To nazwiska elektryzujące wszystkich uważających blues za muzykę duszy, zaprzysięgłych wyznawców pieśni wykonywanych z potrzeby podzielenia się z innymi własną opowieścią. Ich nagrania brzmią genialnie, są proste, szorstkie, czasem liryczne, tragiczne, ale zawsze porażające prawdą. Ci artyści śpiewają o sobie, o przyjaciołach, zdarzeniach, które im się wydarzyły, o tym jak się jeździ w odkrytym wagonie towarowym w zimną noc, o śmierci i życiu. Dla mnie blues, od kiedy zacząłem słuchać muzyki w sposób świadomy, zawsze był wyjątkowym gatunkiem, właśnie poprzez autentyzm z niego bijący. Spotkanie z tyloma pieśniarzami i ich pieśniami w ramach jednego albumu, jest znakomitym pomysłem, choćby dlatego, że nie trzeba tych wspaniałości szukać na kilkunastu krążkach. Dodatkowego smaczku dodaje świadomość, że wszystkim nagraniom swoją pieczęć jakości przystawiła słynna czwórka muzyków. Jeśli ktoś z Czytelników jeszcze nie wie czym jest blues, albo nie miał możliwości rozsmakowania się nim, zwyczajnie musi sięgnąć po ten album z 42 utworami – ikonami gatunku. Trzeba dodać, że wydawcy i pomysłodawcy „Confessin’ The Blues” wydali swe dzieło wyjątkowo starannie. Są zdjęcia, jest esej dotyczący bluesa napisany przez znawcę tematu, Collina Larkina. Są też wyjmowane, ilustrowane karty przygotowane przez Christophera Muellera, a okładkę opracował i narysował sam Ronnie Wood. Takie wydawnictwa zdarzają się nieczęsto, tym bardziej zasługują na wielki szacunek.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 2/2019 miesięcznika Muzyk.