Kilka dni temu odszedł Charlie Daniels, jeden z gigantów muzyki związanej z Południem Stanów Zjednoczonych. To prawda, nie był nadmiernie u nas popularnym artystą, ale poznać go z pewnością warto.
Urodzony w Wilmington, w Północnej Karolinie, szybko zainteresował się muzyką. Charlie Daniels pierwszą gitarę otrzymał na siódme urodziny, a granie na niej traktował od razu jako największą przyjemność. W podobny sposób stał się posiadaczem skrzypiec, dzięki czemu mógł zaimponować koleżeństwu podczas szkolnych występów i potańcówek. Oczywiście błyskawicznie doceniono jego umiejętności i zaproszono do współpracy z kilkoma zespołami, działającymi w najbliższej okolicy.
Na skutek obciążeń rodzinnych, zawsze byłem „ponadwymiarowy”. Wiedziałem, że wielkiej kariery w sporcie raczej nie zrobię, chociaż chciałem, więc postawiłem na muzykę. Słusznie zrobiłem, dobrze grających w baseball w szkole chłopaków było sporo, a takiego muzyka jak ja, żadnego. Dziewczyny uśmiechały się do mnie bez przerwy.
Gdy skończył dwadzieścia lat, postanowił całkowicie poświęcić się muzyce. Wziął kilkanaście lekcji u profesjonalnych instrumentalistów, opanował jeszcze grę na mandolinie, banjo, gitarze basowej, dając sobie dobrze radę także z fortepianem, akordeonem i perkusją, po czym założył swój pierwszy zespół grający rock&roll, The Jaguars. W 1959 roku grupa nagrała kilka utworów dla wytwórni Epic Records. Choć rezultaty tej pracy były raczej mizerne, Jaguarsi działali nadal, a sam Charlie zaczął intensywnie tworzyć jej repertuar. W 1964 roku jego piosenka, It Hurts Me, została zauważona przez samego Elvisa Presley’a, który swoim nagraniem uczynił z niej prawdziwy przebój. Elvis ją bardzo polubił, co udowodnił nagrywając ją w nowej wersji cztery lata później. Pod koniec lat sześćdziesiątych Charlie zrozumiał, że The Jaguars świata nie zawojują, przyjął więc propozycję pracy w Nashville jako muzyk sesyjny. Tam zainteresował wielu znanych wykonawców nie tylko dopracowaną techniką gry, ale także samym byciem na estradzie. Ten naprawdę masywny kawał chłopa z długą brodą, z wielkim wdziękiem niemal tańczył, podskakiwał, a jego radość muzykowania natychmiast udzielała się wszystkim obecnym. Do wspólnych sesji zaprosił go sam Bob Dylan, Charlie uczestniczył w powstaniu jego trzech płyt, Nashville Skyline, Self Portrait i New Morning. Z Ringo Starrem nagrał Beaucoups of Blues. Został również członkiem grupy muzycznej akompaniującej podczas koncertów Leonardowi Cohenowi.
Na fali tychże osiągnięć, w 1970 roku postanowił nagrać pod własnym nazwiskiem swój debiutancki album, utrzymany w stylu southern rocka. To połączenie rocka, bluesa i country, wydawało się wówczas jednak zbyt awangardowe i dlatego mało przyswajalne. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji krążek został kompletnie niezauważony zarówno przez krytykę, jak i fanów. Niezrażony Daniels dwa lata później założył The Charlie Daniels Band, w którym był wokalistą, gitarzystą, skrzypkiem i kompozytorem. Wiodącym stylem pozostał nadal southern rock, ale zespół nie stronił też od czystego country i bluesa. Okazało się, że jeden rok wystarczył na przełamanie empatii do tygla muzyki Południa. Szybko przyszły sukcesy. Najpierw Uneasy Rider, a zwłaszcza o rok późniejszy Fire on the Mountains, który złotym singlem został już po miesiącu obecności w sklepach, uczynił Danielsa popularnym. Podobnie wysoko uplasował się cały album o tej samej nazwie. Świetnie przyjęto także kolejne albumy, Nightrider, Saddle Tramp, a także High Lonesome. Obecność na szczytach list przebojów uczyniły z Danielsa jedną z najważniejszych postaci southern rocka i w ogóle muzyki amerykańskiej. W 1979 roku jego piosenka, The Devil Went Down to Georgia znalazła się nie tylko na listach country, ale też muzyki pop, a brodaty postawny muzyk trafił na okładki szacownych amerykańskich magazynów! Mało tego, ten największy w karierze sukces został odnotowany na szczytach wszystkich list przebojów na całym świecie, ozdobiony również nagrodą Grammy za najlepsze wykonanie wokalne! Ogromny sukces przypieczętował platynowy krążek Full Moon oraz „tylko” złoty Windows, a przede wszystkim czterokrotnie platynowy album Million Mile Reflection. Na koniec oszałamiającej dla niego dekady lat 80., wydał złotą płytę Simple Men.
Kolejne dekady już nie były dla niego aż tak łaskawe, co nie znaczy, że nie powinien być z nich zadowolony. Cały czas występował, miał wierną rzeszę fanów, bardzo często nagrywał nowe krążki. W sumie zebrało się aż 30 albumów studyjnych, osiem nagranych podczas koncertów, cztery kompilacje i aż 21 płyt DVD. Charlie Daniels miał opinię muzyka, który bez najmniejszych kłopotów potrafi zachwycić publiczność. Był bardzo żywiołowy, bez najmniejszych problemów wciągał wszystkich do zabawy, gromadził wszystkie grupy wiekowe, no i zmuszał widzów do zadumy. Zazwyczaj w trakcie każdego koncertu zmieniał co chwila styl muzyczny, proponując southern rock, bluegrass, rhythm & blues, country, country rock i gospel.
Od 1974 roku Charlie Daniels urządzał pod hasłem Volunteer Jam, spotkania najróżniejszych amerykańskich zespołów muzycznych, reprezentantów amerykańskiego Południa. Obok głównego koncertu za każdym razem objeżdżano różne miasta, wszędzie te wieczory cieszyły się niebywałą popularnością. Z kilkoma wyjątkami odbywają się od tamtego czasu corocznie i podobno nie zdarzyło się, żeby ktokolwiek z najbardziej utytułowanych wykonawców odmówił w nich uczestnictwa! W 2008 roku został członkiem stałej obsady Grad Ole Opry, rok później wybrano go do Musicans Hall of Fame and Museum, a w 2016 przyjęto go do Country Music Hall of Fame.
Wśród kolegów z branży cieszył się Daniels wyjątkową popularnością. Zawsze punktualny, przygotowany, kulturalny, chętny do pomocy i niezazdrosny o sukcesy innych. Był człowiekiem wielkiej wiary i pod tym względem nieskory do jakichkolwiek kompromisów. Czasami swoje kredo umieszczał w tekstach piosenek.
Każdego, prędzej czy później, dosięgnie sprawiedliwość i stanie przed sądem. Tam sprawiedliwość nie jest ślepa i nie pomoże najlepszy adwokat, tam księgi nie kłamią. Tam twoje bogactwo jest bezwartościowe i nie ma ucieczki od słusznego wyroku. Gdy staniesz przed Królem, będzie już za późno na pokutę. Zobaczymy, kto będzie siedział z Panem przy stole, gdy nadejdzie jego czas…
Za zasługi dla ratowania dziedzictwa kulturalnego Cheyennów, otrzymał Cheyenne Frontier Days Hall of Fame. Był zdecydowanym tradycjonalistą, należał do gorliwych zwolenników posiadania broni palnej. Kochał łowienie ryb, polowania, pracę na swej farmie. Farma nie odpłaciła mu się równie życzliwie: trzy razy miał złamane prawe ramię, dwa razy złamane palce. Wbrew wyglądowi miał wiele problemów ze zdrowiem. Zmagał się z wieloma chorobami, w tym zawałem serca, zapaleniami płuc, a w 2001 roku zdiagnozowaniu u niego raka prostaty. Nieszczęście dogoniło go na dobre 6 lipca. Z symptomami udaru mózgu przewieziono go do szpitala w Nashville, ale na wszelką pomoc było zbyt późno. Miał 83 lata…
Jego pożegnanie w World Outreach Church w Murfreesboro zgromadziło tłumy żałobników. W trakcie ceremonii zabrali głos i zaśpiewali także jego koledzy z branży, wśród nich Trace Adkins, Vince Gill, Travis Tritt czy Gretchen Wilson. Mówili o tym, jakim był ciekawym artystą, amerykańskim patriotą i pięknym człowiekiem i jak wiele zawdzięczają jego muzyce. O tym, jak Charlie ufundował komuś zupełnie nieznanemu studia, samochód inwalidzki, protezę nogi, kupił pogorzelcom dom…
Całe życie Charlie Daniels czuł się tak zwanym „outlaw”, jak określają się zwłaszcza countrowcy podążający w życiu swoją drogą i nieskorzy do ulegania zmiennym modom Nashville. Tę prostą prawdę zauważył na pogrzebie w swym wystąpieniu Trace Adkins:
Żył, nagrywał i występował na własnych warunkach. Również dlatego zawsze był wielki. Za to kochamy go najbardziej!
Tekst: Andrzej Lajborek
Strona internetowa artysty: www.charliedaniels.com
zdjęcie: Charlie Daniels podczas koncertu w Louisville Waterfront Park (Louisville, Kentucky) w 2009 roku; fot. Joe Schneid (CC BY 3.0)