Willie to wciąż tytan pracy, który w niej upatruje sensu życia. Daje rocznie ponad sto koncertów, zawsze przy szczelnie wypełnionych salach. „Gdybym tego nie robił, pewnie bym umarł”. Ostatnio co roku robi sobie urodzinowy prezent i nagrywa premierową płytę. Gdyby ktoś nie wiedział, to podpowiadam, że urodził się osiemdziesiąt pięć lat temu, a najnowszy krążek, „Last Man Standing”, ukazał się dokładnie dzień przed osiągnięciem tego wieku. Piosenki napisał do spółki ze swym starym przyjacielem, Buddy’m Cannonem. Znają się doskonale, choćby z tego powodu, że to już ich dwunasta współpraca przy kolejnej płycie. Jedenaście tu nagranych utworów jest najlepszym dowodem żywotności Nelsona. Opowiadają o życiu we wszelkich jego przejawach, o przyjaźni, potrzebie bliskości, także o odchodzeniu, bo jak tu omijać ten temat, skoro jest się rzeczywiście dojrzałym mężczyzną? „Stoję, trwam i wciąż jestem, choć tylu bliskich mi ludzi już brak”, wyjaśnia artysta. Willie potrafi jednak ciągle zachować dystans wobec siebie i świata, i nawet gdy śpiewa o przykrych sprawach, nie ma w sobie za grosz cierpiętnictwa. Wręcz przeciwnie, potrafi być dowcipny, nawet rozbawiony, choć ton serio tu przeważa. Muzycznie to kolejny, bardzo zróżnicowany majstersztyk. Jest countrowy walczyk, ballada, western swing, honky tonk, na dobrą sprawę żaden rytm się nie powtarza. Oczywiście wszystko śpiewa po swojemu, prze kreskę taktową, ze swoim tak znanym i kochanym, szelmowskim wdziękiem. Buddy, producent krążka twierdzi z uśmiechem, że Willie to „wokalista jazzowy, który niczego dwa razy tak samo nie zaśpiewa, a element improwizacji jest u niego bardzo duży”. Coś w tym jest! Grupka akompaniująca jest tym razem ograniczona do kilku zaledwie, za to wybornych muzyków. Wśród niej współpracujący z Nelsonem od czterdziestu pięciu lat harmonijkarz, niezrównany Mickey Raphael. Śpiewającą drugim głosem skrzypaczką jest Alison Krauss. „Przestanę aktywnie muzykować w trzech wypadkach: wtedy, gdy już nie będę mógł tego robić, albo widzowie przestaną mnie akceptować, lub wypalę się”, powiedział niedawno Willie. Zdaje się, że żadna z tych ewentualności jeszcze długo nie wchodzi w rachubę.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: www.willienelson.com
Recenzja ukazała się w numerze 7/2018 miesięcznika Muzyk.