Warm Audio, amerykański producent sprzętu nagraniowego, nie przestaje nas zadziwiać. Po teście korektora wzorowanego na legendarnym Pultecu przyszedł czas na test niemniej legendarnego urządzenia: kompresora wzorowanego na LA-2A. W wykonaniu Warm Audio nosi on nazwę WA-2A i oczywiście od oryginału (jeżeli jeszcze gdzieś taki jest) odróżnia go parę rzeczy – ale jedyna istotna różnica to cena.
Kompresor LA-2A to lampowy kompresor fotoelektryczny. Elementem odpowiedzialnym za tłumienie jest fotorezystor, a za oświetlenie odpowiada panel fluorescencyjny. To właśnie cechy tych dwóch elementów odpowiadają za charakterystyczne brzmienie kompresora – bo lampy i transformatory, owszem, pomagają, ale to ten układ, T4A, jest najważniejszy. Jest to jeden element zamknięty w puszce nieco większej od lampy i jak lampa mocowany w podstawce. Oryginalne są drogie i najczęściej już nie działają na szczęście produkowane są zamienniki i odpowiedniki. Warm Audio stosuje transformatory renomowanej firmy Cinemag.
Konstrukcja kompresora Warm Audio WA-2A jest inna, niż oryginalnego urządzenia – mieści się on w standardowej obudowie rack 2U, a nie w charakterystycznej i unikalnej obudowie z lampami z tyłu i odchylanym na zawiasach panelem. To zrozumiałe, taka standardowa obudowa jest tańsza, a w niczym nie zmienia parametrów. Żeby tradycji stało się jednak zadość, przód jest taki sam – malowany szarą farbą (chyba po prostu podkładową), z charakterystycznymi pokrętłami, przełącznikami i z dużym miernikiem. Każdy wie, jak taki kompresor wygląda, darmowe i płatne wtyczki emulujące jego działanie są wszechobecne. Próżno szukać przełącznika bypass – nie ma go, tak jak w oryginale.
Tył Warm Audio WA-2A jest trochę bardziej rozbudowany niż w pierwowzorze – mamy regulację punktu zerowego miernika, gniazdo i potencjometr do łączenia dwóch kompresorów w parę stereo (dla bogatszych) oraz często spotykany też we wtyczkach potencjometr preemfazy. Wejścia i wyjścia są symetryczne, w formie gniazd XLR oraz jack 1/4” TRS.
Warm Audio stosuje transformatory Cinemag, oryginalną albo bliską oryginalnej „fotokomórkę” T4A firmy Kenetek oraz porządne lampy. Całość wykonana jest na jednej płytce drukowanej, co nie dziwi. Czas ataku jest stały i wynosi około 10 ms, natomiast cały „bajer” tego typu kompresora jest w czasie powrotu, który jest zmienny w zależności od głębokości kompresji i wynosi około 60 ms w początkowej fazie do 50% redukcji i od 0.5 s do aż 5 s dla całkowitego braku redukcji. Druga faza czasu powrotu zależy nie tylko od głębokości redukcji, ale też od czasu jej trwania – po prostu panel wolniej gaśnie. To jest charakterystyka układu optycznego, tak podświetlającego jak fotorezystora, i tego nie da się zmienić, tak po prostu jest – i dobrze, bo to właśnie dobrze brzmi. Tor sterujący nie ma prostownika – panel fluorescencyjny zasilany jest napięciem zmiennym, po prostu wzmocnionym sygnałem audio.
Obsługa urządzenia jest oczywista i nie wymaga wyjaśnień. Trudno się zgubić, do dyspozycji mamy pokrętło poziomu i stopnia kompresji oraz przełącznik zwiększający nachylenie i przełączający kompresor w tryb limitera. Kompresor cały czas ma dość szerokie kolano, tak więc nachylenie około 4:1 występuje dopiero przy większym tłumieniu. Limiter oznacza nieskończone nachylenie, ale chyba również z szerokim kolanem, tak więc w sensownym zakresie pracy różnice między tymi trybami nie są tak duże, jakby się to mogło wydawać. Przełączniki i potencjometry są oczywiście nowoczesne, ale mają odpowiedni starodawny „feel”.
Brzmienie – co tu gadać, lepsze niż wtyczki. Ponieważ w kompresorze Warm Audio WA-2A nie można regulować czasów, to nadaje się on do wszystkiego – no, może poza bębnami. Ale wokale, gitary, bas – wszystkie te sygnały bardzo dużo zyskują nawet przy niewielkiej kompresji. Warto zauważyć, że jest to urządzenie lampowe, a więc sygnał nawet bez kompresji przechodzi przez dwie lampy i dwa transformatory, tak więc brzmienie na pewno się zmienia. Sama kompresja brzmi doskonale, często stosuję wtyczkowe symulacje, wiedziałem czego się spodziewać – i jest tak właśnie, tylko lepiej. Co ciekawe, przy normalnych poziomach pracy wskaźnik prawego pokrętła PEAK REDUCTION nawet przy niewielkim tłumieniu znajdował się po prawej stronie, powyżej 50 – wszyscy używający plug-inów od razu zauważą, że we wtyczkach raczej stosujemy mniejsze wartości. Oznacza to, że poziom sygnału wprowadzany na wtyczki jest duży i pracują one w zakresie dużych poziomów – jeżeli dobrze symulują sprzęt, to jesteśmy blisko nasycenia. Żeby natomiast nasycić sprzętowy kompresor, trzeba się postarać. Oczywiście, bardzo denerwujący jest brak bypassu – ale co robić, tak te urządzenia wyglądały i nadal w takim razie wyglądają.
PODSUMOWANIE
Jedyną zewnętrzną różnicą jest nieco inna konstrukcja obudowy, logo producenta i brak charakterystycznego zawiasu na dole. W środku – wiadomo, płytka drukowana i nowoczesny zasilacz zamiast konstrukcji point-to-point. Z tyłu – więcej gniazd i możliwości regulacji. Nie jest to więc w żadnym wypadku klon, tylko raczej „wariacja na temat”, z zachowaniem wszystkich cech oryginału. Jedna cecha nie została zachowana – na szczęście. Cena Warm Audio WA-2A zaskakuje, zaskakuje bardzo pozytywnie. Polecam!
Tekst: Przemysław Ślużyński
DANE TECHNICZNE
Pasmo przenoszenia: 15 Hz – 20 kHz (±1 dB)
Wzmocnienie: 40 dB ±1dB
Poziom wejściowy: +16 dBm max.
Poziom wyjściowy +10 dBm nominalny, +16 dBm maksymalny
Zniekształcenia: <0.1% przy +10 dBm
Poziom szumu: -74 dB
Czas ataku: 10 ms
Czas powrotu: 0.06 s do 50%, 0.5 – 5 s do całkowitego odpuszczenia
Lampy: 2 × 12AX7, 1 × 12BH7, 1 × 6P1J
Wejścia/wyjścia: BALANCED INPUT × 2 [XLR, jack 1/4”], BALANCED OUTPUT × 2 [XLR, jack 1/4”], STEREO LINK [jack 1/4”]
Wymiary: 483 × 88 × 178 mm
Ciężar: 5.4 kg
Sugerowana cena: 4290 PLN (promocja)
Do testu dostarczył:
Audiostacja
ul. Główna 20A
03-113 Warszawa
tel. (22) 6161386
Internet: www.audiostacja.pl, www.warmaudio.com
Test ukazał się w numerze 9/2016 miesięcznika Muzyk.