Od takich legendarnych grup jak U2, wszyscy żądają, by każdy ich nowy krążek był lepszy od poprzednich, a przynajmniej nie gorszy. Wiadomo, w tym wypadku mówimy o zespole obecnym w każdej encyklopedii, grającym już cztery dekady, sprzedającym miliony płyt i gromadzącym na swych koncertach po kilkadziesiąt tysięcy fanów. Szacunek budzi już sam fakt tak długiego, twórczego trwania w branży, tego, że U2 ciągle mają ochotę na kolejne wyzwania. Już podczas pracy nad tym krążkiem wiadomo było, że robota nie należała do łatwych, skoro pochylało się nad konsoletą aż dziewięciu producentów i piętnastu realizatorów dźwięku, a całość powstawała na raty w ciągu czterech lat. W dodatku Bono, zawsze czuły na wszystko, co dzieje się w świecie i rzecz jasna napisał teksty do wszystkich utworów, twierdził, że wybór prezydenta Trumpa, Brexit i kilka innych ważkich wydarzeń, zmusiły go do ich daleko idącej korekty i nadania im bardziej politycznego kontekstu. Przyczynkiem ostatnich poprawek w tekście stały się jego osobiste doświadczenia z końca 2016 roku, gdy był bliski śmierci. Po raz drugi, bo podobnie było na krążku „Songs of Innocence”, teksty odwołują się one do zbioru poematów osiemnastowiecznego angielskiego poety i mistyka, Wiliama Blake’a. W interpretacji Bono mają one charakter listów do osób i miejsc jemu bliskich, a także do siebie samego. Oba albumy wzajemnie uzupełniają się. Muzyka jest zbiorowym dziełem członków grupy. Do nagrań zaproszono armię ciekawych instrumentalistów (w chórkach Lady Gaga i Julian Lennon), skorzystano także z wielu możliwości najnowszej techniki nagraniowej. Co z tego wyszło? U2 jest zbyt doświadczonym zespołem, by pozwolić sobie na jakiś błąd. Od strony czysto zawodowej uczyniono wszystko, co zaplanowano, to kawał dobrej, niezwykle profesjonalnie zrealizowanej muzyki. Przeważa rock, choć i popu nie brakuje. Z drugiej strony wybitnie zapadających w pamięć utworów, takich, do których chciałbym często wracać, na tym krążku mi brakuje. Mało tego, odnoszę wrażenie, jakbym już niektóre motywy gdzieś na ich albumach słyszał. Oczywiście jeżeli taki album byłby dziełem mnóstwa innych, mniej ważnych od U2 zespołów, każdy z nich słusznie chwaliłby się nim wniebogłosy, ale tu jednak chodzi o jedną z najważniejszych grup w całej historii światowego rocka, kapeli, która wytycza jego kierunek. Gdyby krążek nie zawierał trzech najsłabszych moim zdaniem utworów, całość siłą rzeczy byłaby krótsza, ale efekt artystyczny zyskałby na tym znacznie. Może jednak niepotrzebnie wybrzydzam, skoro ten krążek hula na listach przebojów niemal na całym świecie, a przez niektórych recenzentów został okrzyknięty najlepszym albumem poprzedniego roku?
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa zespołu: www.u2.com
Recenzja ukazała się w numerze 1/2018 miesięcznika Muzyk.