Zgadzam się z opinią, że ocenianie albumu grupy, która istnieje zaledwie kilka miesięcy, jest rzeczą co najmniej ryzykowną. Jeśli tak czynię, robię to w przekonaniu, że Tulia sięgnęła w rewiry u nas kompletnie niezagospodarowane, a warte ze wszech miar uwagi niejednego twórcy. W świecie istnieje mnóstwo zespołów czerpiących z folkloru swoich krajów, a w Polsce, tak zasobnej w kulturę ludową, karierę estradową przed laty zrobiła tylko grupa No To Co i chyba nikt więcej. Owszem, istnieją znakomite zespoły folklorystyczne, pielęgnujące twórczość najczęściej nieznanych twórców, istnieje prześwietna Kapela ze wsi Warszawa, ale to chyba wszystko. Tymczasem nagle pojawia się grupa czterech młodych, śpiewających autentycznym białym głosem wokalistek, które odnoszą od kilku miesięcy zasłużone sukcesy. Tulia Biczak, Dominika Siepka, Patrycja Nowicka i Joanna Sinkiewicz nie czują się debiutantkami, każda z nich zdobywała szlify w zespołach pieśni i tańca, a dwie mają podstawowe wykształcenie muzyczne.
Ich popularność wzięła się z zaproponowanej wersji hitu Depeche Mode, „Enjoy the Silence”, wykonanej tak, jakby to była piosenka ludowa spod, powiedzmy, Raby Wyżnej, wysłanej przez nie do menadżera grupy. Adresaci ten pomysł w pełni zaakceptowali, wrzucili na swoją stronę internetową i w taki sposób Tulia zaistniała. Kilka miesięcy temu grupa doszczętnie wykosiła konkurencję na festiwalu w Opolu, a niedawno wydała debiutancki album. Repertuar jest ogromnie eklektyczny, ponieważ zawiera aż trzynaście przebojów innych wykonawców. Czego tu nie ma! Poza wspomnianym „Enjoy…” jest „Nothing Else Matters” Metaliki i polskie pewniaki, choćby przebój „Nieznajomy” Podsiadło, „To wychowanie” T. Love, „Jaskółka uwięziona” Borysa czy „Uciekaj moje serce” Krajewskiego. Covery uzupełniono dwiema propozycjami liderki, Tulii Biczak.
Panie śpiewają czyściutko, białe głosy mają zniewalające. Potrafią śpiewać niezwykle dramatycznie, ale też szeroko i filuternie, jak na użytkowniczki pięknych, ludowych strojów przystało. Bardzo ciekawe jest instrumentarium, nie brakuje drumli, liry korbowej czy kalimby, obok których słychać też ukulele, klarnet, flety, gitary, fortepian i oczywiście bębny. Brakuje mi ciekawszych partii wokalnych, rozpisania na głosy, solówek, na razie jest bowiem ładnie, ale po kilku utworach zbyt jednostajnie. Debiut niezwykle udany, zapewne jednak „chwilą prawdy” będą następne albumy Tulii…
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa zespołu: www.tulia.pl
Recenzja ukazała się w numerze 10/2018 miesięcznika Muzyk.