Studio prowadzone przez Marcina Prusiewicza w podkrakowskich Owczarach przeszło już niejedną modernizację i rozbudowę – a wedle zapewnień właściciela, to na pewno nie koniec zmian wynikających z nieustannego dążenia do ulepszania akustyki i warunków pracy. Aktualnie obiekt o całkowitej powierzchni 200 m2 obejmuje duże pomieszczenie nagraniowe o powierzchni 80 m2 i kubaturze około 360 m3 (maksymalna wysokość 9 m), pomieszczenie socjalne służące również jako studio B (80 m2), a także reżyserkę o powierzchni 40 m2, w której również mogą odbywać się nagrania. Oto co na temat studia powiedział nam jego założyciel.
Proszę nakreślić nam pokrótce swój tzw. background w pracy z dźwiękiem…
Wychowałem się w czasach gdy królowała jeszcze taśma magnetyczna. Pierwsze nagrania zrobiłem w 1994 roku, to było na magnetofonie Unitra ZRK. W ten bardzo prosty i spartański sposób rejestrowałem pierwsze dema zespołów. Nagrywanie muzyki zaczęło mnie pasjonować. Kilka lat później uruchomiłem swoje pierwsze studio, które działało od 1996 do 2002 roku. Pierwotne studio w Owczarach zbudowałem w 2007 roku, a 6 lat później rozbudowałem je do obecnego stanu. Uwielbiam muzykę, obcowanie z nią nie tylko poprzez słuchanie, ale również przez możliwość jej współtworzenia. Moim celem zawsze było doskonalenie swojej pasji, więc każdy kolejny krok w rozbudowie czy budowie studia i nagrywaniu zespołów rozwijał moje umiejętności i doświadczenie. A przede wszystkim dawał inspiracje.
Czy oprócz ciebie w Prusiewicz Studio urzędują też inni specjaliści?
Tak, są to: Marcin Buźniak – asystent, Bartek Magdoń – drugi realizator, współprojektant oraz Igor Szopa – technik studia.
Marzeniem chyba każdego realizatora jest posiadanie własnego studia. Tobie się udało! Proszę opowiedzieć co nieco o procesie przygotowawczym i problemach lub wyzwaniach towarzyszących takiemu przedsięwzięciu.
Jedną z motywacji do rozbudowy studia i dostosowania go do potrzeb nagrań na żywo, był film „Sound City”. Filozofia Dave’a Grohla i sposób, w jaki on rozumie tworzenie muzyki, są nam bardzo bliskie. Marzyłem o stworzeniu miejsca, w którym ludzie z uśmiechem na twarzy będą mogli poświęcić się absolutnie kreatywnej pracy, tworzeniu świetnej muzyki w tradycyjny sposób, oparty na międzyludzkich relacjach. Taki swoisty powrót do korzeni w czasach, kiedy tak wielu muzyków nagrywa samemu w domu. Rozmowy z Bartkiem na temat ewentualności rozbudowy studia do aktualnego stanu trwały około pół roku, po tym czasie przeszło to w fazę projektu bryły oraz wstępnego projektu akustyki studia i reżyserki. Po kolejnych 6 miesiącach rozpoczęła się budowa. Równolegle rozważaliśmy różne opcje zakupu stołu oraz pozostałego wyposażenia. W projekcie akustyki zostawiliśmy sobie pole manewru, bo nie chcieliśmy zdawać się jedynie na obliczenia i symulacje. Przez wiele miesięcy podczas budowy i opinania studia w live roomie stały bębny, modyfikowaliśmy akustykę, robiliśmy pomiary i testowe nagrania, aby osiągnąć to, co mieliśmy w głowach.
Prusiewicz Studio może się pochwalić – i zresztą chętnie to robi – konsoletą Neve 5106. Powiedz coś więcej na temat tego cuda! Czy z jego obecnością tutaj wiąże się jakaś szczególna historia?
Już podczas projektowania wiedzieliśmy, że do nagrań na żywo potrzebujemy dobrego, charakternego stołu, który zgrabnie ogarnie cały proces. Wiedząc konkretnie jakie mamy potrzeby, wybór padł na 5106. Jednak bardzo ciężko było znaleźć ten konkretny model w dobrym stanie i w odległości umożliwiającej jego odbiór osobisty. Wpadłem na pomysł, żeby napisać do wszystkich studiów w Unii Europejskiej, które taki stół posiadają, czy przypadkiem nie chcą go sprzedać. [śmiech] Po jakimś czasie odezwał się Bernhard z Austrii. Po kilku tygodniach negocjacji wyruszyliśmy po konsoletę do Wiednia razem z Marcinem i Bartkiem. Tam zdemontowaliśmy sprzęt i przywieźliśmy go do Polski. Na miejscu montażem i dostosowaniem stołu do naszych potrzeb zajął się Igor. Brzmieniem tego stołu zainspirowała się między innymi firma Waves, która pokusiła się o próbę odwzorowania go w plug-inie Waves NLS. Z takiego stołu korzysta też między innymi Yoad Nevo. To, na co my zwróciliśmy uwagę, to jego potężny headroom, grube brzmienie i bardzo muzyczna korekcja.
Na liście outboardu znalazłem między innymi legendarny korektor Pultec – czy to oryginał?
Nie, jest to jednak wierna i bezkompromisowa replika zbudowana przez naszego zdolnego technika, Igora.
Jakie jeszcze skarby kryją mury studia?
Mamy kolekcję mikrofonów – bardzo starych klasyków: AKG D-12, D-36, D-19, Telefunken M-811 oraz kilka świetnych, egzotycznych rosyjskich mikrofonów z lat 50. (np. wstęgowa Oktava ML-15). Uwielbiam stare mikrofony i cały czas staram się powiększać kolekcję perełek. W najbliższych planach mam zakup Neumanna U67 oraz CMV-563.
Prusiewicz Studio to już kolejne odwiedzane przez nas miejsce, gdzie możliwe jest nagrywanie na taśmę, nawet z całkowitym pominięciem – nieodzownego wydawałoby się w dzisiejszych czasach – elementu komputera. Są na to klienci?
Oczywiście że są. Przy nagraniu na żywo najbardziej zależy nam na zarejestrowaniu całej prawdy o tym, jak gra zespół – niezależnie od tego, czy nagrywa się na taśmę czy na Pro Toolsa. Taśma dodatkowo daje jeszcze swoje brzmienie, jakąś wartość dodaną. Robiąc „setki” zawsze proponujemy próbę wbijania na taśmę. Oczywiście jeśli zespół nie jest w stanie tego dźwignąć, zawsze możemy się przepiąć do cyfry.
Czy „staroczesnemu” sposobowi rejestracji towarzyszą również odpowiednio „przestarzałe” zabiegi realizatorskie? Na przykład nagrywanie całego zespołu jednym mikrofonem albo zestawu perkusyjnego metodą Glyna Johnsa itp.
Wszystko zależy od muzyki. Jeśli charakter utworu tego wymaga, stosujemy również i Glyna Johnsa. Ale taśma wcale nie musi kojarzyć się ze „starym” brzmieniem. Ona po prostu wpływa na dźwięk w bardzo muzyczny sposób i daje kolejne możliwości kreowania brzmienia przez zmianę wysterowania, prędkości, biasu czy też samego nośnika. Posłuchaj choćby „The Hunting Party” Linkin Park. Ta płyta z 2014 roku brzmi nowocześnie, a była wbijana na taśmę.
Nie stronicie jednak również od nowoczesnego sprzętu i metod pracy…
Oczywiście, mimo iż bardzo lubimy korzystać z tradycyjnych metod rejestracji, to równie ważne jest dla nas bycie na bieżąco ze współczesną technologią. Mamy tu Pro Toolsa HD i masę plug-inów. To obecnie podstawa każdego dużego studia. Jednak wbrew pozorom pozbawienie się możliwości wykorzystania nieograniczonej ilości wtyczek, edycji i zaawansowanej automatyki często pozwala bardziej skupić się na muzyce, rozwija kreatywność i ułatwia podejmowanie decyzji podczas nagrań i miksu.
Sami jesteście zwolennikami tych starszych czy bardziej nowoczesnych rozwiązań? Na przykład brzmienie gitar elektrycznych wolicie kreować na poziomie wzmacniacza i mikrofonu czy przez wtyczki – co bywa często znacznie szybsze i wygodniejsze?
Tak samo hardware, jak i wtyczki potrafią być bardzo inspirujące. Najbardziej inspirujące jest jednak łączenie tych dwóch światów. Wygoda pracy z wtyczkami jest ogromna, jednak pewne rzeczy za pomocą plug-inów są nie do zrobienia. Gitara basowa wbita przez LA-2A i Pulteca na mocno wysterowany kanał magnetofonu, to jest coś, co zawsze wywołuje uśmiech na twarzy muzyków – a to tylko jeden z przykładów. Brzmienie gitar zawsze staram się kreować przede wszystkim na poziomie wzmacniacza i mikrofonu – w szczególności jeśli jest to nagranie na żywo; czasem przy nagrywaniu warstwami nagrywam również sygnał liniowy, żeby móc go później przetwarzać lub reampować.
Preferujecie nagrania na setkę czy misterne budowanie aranżacji warstwa po warstwie? Jaki wariant przeważnie wybierają nagrywający tu muzycy?
Jesteśmy zwolennikami nagrywania na setkę. Najlepiej i najwygodniej jest robić nagranie, słysząc wszystkie jego warstwy od samego początku. Muzycy bardzo lubią nagrania na żywo, bo to dla nich naturalne i łatwo jest ich przekonać do takiej pracy. Nawet jeśli nagranie ma się skończyć overdubami, zawsze podczas rejestracji bębnów można zaprosić cały zespół do studia, żeby akompaniował bębniarzowi. Część zarejestrowanych w ten sposób śladów można wykorzystać, a część podmienić.
Rozmawiał: Mikołaj Służewski
Artykuł ukazał się w numerze 9/2016 miesięcznika Muzyk.
Prusiewicz Studio w Internecie: www.prusiewicz.com