Soyka od samego początku obecności na estradzie należy do niewielkiej grupy naszych muzyków absolutnie niezależnych. Jakieś schlebianie masowym gustom, tym bardziej uleganie presji słupków popularności, jest dla niego czymś całkowicie obcym. Co najmniej kilkanaście utworów w wykonaniu Soyki zyskało ogromną popularność nie dlatego, że on się tej zasadzie sprzeniewierzył, tylko tak zwana szeroka publiczność zaakceptowała jego sposób widzenia muzyki i świata. „Muzyka i słowa” wydaje mi się najbardziej osobistym od lat wyznaniem artysty. Zresztą trudno żeby było inaczej, skoro to krążek całkowicie autorski. Porusza tematy najróżniejsze. Choćby rozważania o tym, jak zmieniają się relacje między dziećmi a rodzicami, gdy dorosłe pociechy wyfruwają na swoje. Albo odczuwana naprawdę miłość do swojego miasta, która wcale nie musi być naiwną, szkolną deklaracją. Jest również opowieść o polskich Żydach, których nagle zbrakło po tragicznych doświadczeniach we wspólnej ojczyźnie. Najlepszym punktem obserwacyjnym codzienności jest osiedlowa ławeczka, z jej perspektywy dostrzega się nigdy niekończący się serial zwykłego, ludzkiego szczęścia i nieszczęścia. Album odbieram właśnie jako pochwałę szarego, powszedniego dnia, bo z takich przecież tkamy swoje życie, to one nas kształtują i jakby nie było, są nieskończenie ważniejsze od niedziel i świąt. Najistotniejszym przesłaniem, obecnym zresztą zawsze u pana Stanisława, jest oczywista wiara w dobro silniejsze od zła. Najbardziej mnie wzrusza niewysłany list do rodziców, pisany z pozycji 60-latka, widzącego i rozumiejącego teraz więcej, niż kiedykolwiek przedtem. Może dlatego, że sam kiedyś podobny list napisałem, przepraszając i dziękując za to, co Im zawdzięczam? O wszystkim pan Stanisław pisze prostym, komunikatywnym, ale też i bardzo ładnym językiem, utrzymując właściwe proporcje między tym, co poważne, wzniosłe i śmieszne, bo przecież z takich okruchów wszystkiego po trochu składa się codzienność. Jak zwykle u Soyki ciekawym, niekiedy intrygującym tekstom, towarzyszą piękne melodie. Są w większości proste i łatwe do zapamiętania, oczywiście starannie zaaranżowane i wykonane. Ostatecznie wybitny twórca jak zwykle zaprosił do współpracy świetnych muzyków. Sam zainteresowany twierdzi, że od strony muzycznej to przede wszystkim folk, ale też rhythm & blues, reggae i ballady, bliskie stylistycznie temu, co grało się i śpiewało w końcu lat siedemdziesiątych. Dobry wybór, bo wówczas muzyka pozostawała muzyką i nie musiała posiłkować się tak wszechwładnymi teraz, bez żadnego umiaru stosowanymi, elektronicznymi wynalazkami. Soyka to doskonale rozumie, nie wdaje się w żadne nieszczęśliwe eksperymenty kaleczące to, co w piosence najważniejsze: porozumienie między tym, co śpiewa z tym, który chce go słuchać. Kolejny już, ciekawy krążek pana Stanisława, jaki szczerze polecam.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: www.soyka.pl
Recenzja ukazała się w numerze 3/2019 miesięcznika Muzyk.