Niektórzy w ramach domowego majsterkowania w wolnym czasie składają modele statków czy samolotów, inni zajmują się stolarstwem i drobnymi pracami budowlanymi – Tomasz Stołowski i Maciej Karbowski, na co dzień perkusista i gitarzysta cieszącego się międzynarodowym uznaniem zespołu Tides From Nebula, zdecydowali się wejść na wyższy poziom wtajemniczenia i zbudować własne studio, by doświadczenia i inspiracje zbierane na polu tworzenia i wykonywania muzyki przekuć na działalność nagraniową. Stworzone według zasady „do it yourself” Nebula Studio – złożone z dużego i wysokiego live roomu, w którym swobodnie może nagrywać cały zespół oraz przestronnej i przytulnej reżyserki – z początkiem tego roku otworzyło swoje podwoje przed muzykami, szukającymi przyjaznych warunków do rejestracji swojej muzyki.
Opowiedzcie pokrótce o tym, jak powstało Nebula Studio.
Tomasz Stołowski: Pomysł na studio powstał już osiem lat temu, a budować zaczęliśmy cztery lata temu, może już nawet cztery i pół. To, co widać z zewnątrz, stało już wcześniej – budynek postawił mój tata w latach 80. z przeznaczeniem na garaż dla ciężarówki. My nadbudowaliśmy go trochę, żeby mieć wyższy sufit w reżyserce na piętrze oraz zrobiliśmy osobny, wewnętrzny fundament i podwójne ściany, by oddzielić się akustycznie od przebiegającej niedaleko linii kolejowej i przylegającego budynku sąsiada.
Maciej Karbowski: Tak jak powiedział Stołek, okoliczności były sprzyjające. Mieliśmy pomysł, możliwości i zapał. Czemu nie spróbować?
Czy to prawda, że robiliście wszystko od podstaw zupełnie sami? Macie jakieś fachowe przygotowanie w dziedzinie akustyki itd.?
TS: Kiedy te osiem lat temu zaczęliśmy myśleć o studiu, zacząłem czytać o akustyce, przerabiałem podręczniki, oglądałem filmy, tak sobie samodzielnie studiowałem, aż się nauczyłem… Poza tym spędziliśmy przy budowie bardzo dużo czasu; to trochę trwa, więc można w międzyczasie testować wiele rzeczy, nie mając nad sobą presji czasu. Kiedy nic cię nie goni, to jeśli coś na początku nie wychodzi, jest czas by spokojnie douczyć się po drodze. Dlatego między innymi trwało to cztery lata. Po pierwsze większość prac wykonaliśmy we dwóch z Maćkiem (czasami przychodzili nam pomagać koledzy), a po drugie, kiedy przychodziła pora wyjazdu w trasę koncertową, robota stawała – odpadało nam tak w sumie po parę miesięcy w każdym roku. Gdyby nie to, tak naprawdę można by to było skończyć Nebula Studio w dużo krótszym czasie.
MK: Ja dodam tylko, że to najtrudniejsze wyzwanie naszego życia i naprawdę tysiące godzin pracy. Nie wiem, czy wiedząc od początku co nas czeka, zdecydowalibyśmy się na to przedsięwzięcie.
Dlaczego nie chcieliście sięgać po gotowe rozwiązania np. ustrojów akustycznych, które także skonstruowaliście własnoręcznie?
MK: Po pierwsze, po prostu nas na to nie stać, a wbrew pozorom większość tych ustrojów to technicznie konstrukcje banalnie proste do wykonania. Po drugie, bardzo zależało nam na tym, żeby nasze studio nie było studiem „z katalogu”, po prostu pomieszczenie plus kilka kupionych ustrojów. Większość adaptacji jest zbudowana, zrobiona pod wymiar i w pełni autorska. Poza tym dbamy o aspekt estetyczny – sami jako muzycy wiemy, że kluczowe w studiu jest dobre samopoczucie i inspirująca atmosfera.
No właśnie, sami nagraliście dotychczas cztery albumy Tides From Nebula w kilku różnych studiach. Czy chęć posiadania własnego studia wynikała może z tego, że w innych miejscach nie czuliście się wystarczająco swobodnie? Chcieliście w ten sposób stworzyć sobie bardziej komfortowe warunki do pracy nad własną muzyką?
TS: Nie, nie chodziło nam nawet o to, żeby nagrywać tutaj swój zespół, ale też, a może nawet przede wszystkim nagrywać innych. Zawsze interesowaliśmy się graniem i narywaniem, bo kiedy gra się muzykę, to z czasem zaczyna się także ją nagrywać. Zaczęliśmy rejestrować nasze próby i stopniowo przychodziła coraz większa ciekawość tego wszystkiego i chęć nauki, zbierania coraz poważniejszych doświadczeń. W końcu stwierdziliśmy, że chyba mamy do tego ucho [śmiech]. Poza tym naszym marzeniem zawsze było, by zajmować się tylko muzyką i z tego żyć.
Czy przy okazji łyknęliście też sprzętowego bakcyla kolekcjonowania i dobierania poszczególnych elementów wyposażenia? Niektóre studia opierają swoją filozofię np. na starym, vintage’owym sprzęcie i analogowej konsolecie, inne idą w stronę cyfrowej nowoczesności, a większość balansuje gdzieś pomiędzy – jak to wygląda u was?
TS: Aby nabyć analogowy stół SSL, czy coś takiego, trzeba mieć już większe fundusze. Mamy w reżyserce stary stół Mackie 24-8 Bus, którym posiłkujemy się w razie potrzeby, jeśli zabraknie nam preampów w racku. Na razie idziemy w kierunku pojedynczych, dobrych preampów, dobrego oprogramowania i komputera. Kolejne elementy, jakieś zewnętrzne kompresory i inny dodatkowy sprzęt będziemy sukcesywnie dokupować, ale skupiamy się głównie na tym, żeby ścieżka sygnału wchodzącego – mikrofony, preampy, konwertery – była dobra, by rejestrowany sygnał był jak najlepszy.
Jakie więc macie mikrofony?
TS: W Nebula Studio mamy komplet mikrofonów do bębnów Telefunkena DC7, parę lampowych mikrofonów Mojave MA-300, pojemnościowe Lewitty, do gitar wstęgowe Royery i SM-ki… Mamy już na tyle rozbudowany zestaw mikrofonów i preampów, że można zarejestrować u nas cały zespół.
Czy na miejscu udostępniacie też do nagrań jakieś instrumenty, wzmacniacze? Może coś z wyposażenia Tides From Nebula?
MK: Jasne, można korzystać ze wzmacniaczy, kolumn i efektów z mojej kolekcji oraz z bębnów i blach Stołka. Powoli też rozbudowujemy czysto studyjny backline, aby zespół w cenie nagrań otrzymał możliwość uzyskania naprawdę fajnego brzmienia. Szczególnie, że to co rejestrujesz, to jest to, co „słyszy” mikrofon. Jeżeli sygnał wejściowy jest niskiej jakości, niewiele da się uratować w miksie. Dlatego podchodzimy do tego w ten sposób, że chcemy pomóc muzykom przede wszystkim zabrzmieć jak najlepiej, fajnie ukręcić wzmacniacz, efekty, nastroić bębny, dobrać naciągi, a następnie wziąć się za rejestrację już dobrze brzmiącego instrumentu.
Pierwsze, udane nagrania macie już za sobą. Kto do tej pory gościł już w Nebula Studio?
TS: Nagrywał u nas zespół Rosk, którego album ukaże się w tym roku. Odbyła się u nas sesja Dopelord, których na setkę nagrywał Piotrek z Satanic Audio. Był post-rockowy Ayden z Poznania oraz Odyssey – ich EP-ka nagrana i zmiksowana w całości przez nas ma ukazać się jeszcze w styczniu. Realizacją zajmujemy się wspólnie z Maćkiem. W Nebula Studio jesteśmy otwarci na współpracę, także jeśli ktoś chce przyjechać z własnym realizatorem, to zapraszamy, ale sami też chętnie podejmujemy się realizacji nagrań od początku do końca.
Następna płyta Tides From Nebula będzie nagrywana właśnie tutaj?
TS: Prawdopodobnie tak. Dotychczas wchodząc do studia zawsze przygotowywaliśmy wcześniej demówkę płyty, także wszystkie partie były z góry ustalone – nie było tak, że wchodzimy do studia i dopiero wtedy robimy aranże. Nie wiem jak będzie teraz, bo jeśli będziemy nagrywać u siebie, to mamy teoretycznie nieograniczony czas.
Macie już jakieś pierwsze kompozycje? Jak wygląda wasza praca nad muzyką? Kiedy planujecie rozpocząć nagrania?
TS: Nie, nic nie mamy. Kiedy skończyliśmy robić ostatnią płytę „Safehaven”, zaczęły się trasy i próby przed koncertami – nie mieliśmy jeszcze takiej próby, na której robilibyśmy coś nowego, ale pewnie niedługo zaczniemy. Zwykle zaczynamy od jakiejś partii gitarowej, czasami od rytmu na bębnach lub linii basu. Ktoś z nas przynosi pomysł i zaczynamy do niego grać. Musi być w tym coś fajnego, co nas inspiruje, żeby mogło się coś dalej zadziać. W miarę wspólnego jamowania pomysł rozwija się do utworu. Najczęściej robimy utwory fragmentami, dopracowując stopniowo partie każdego z instrumentów i wszystko się w tym czasie zmienia, ewoluuje. Dopiero kiedy wszyscy są na sto procent pewni, że to jest to, uznajemy utwór czy fragment za skończony. Czasami zdarza się, że nagrywamy coś i na koniec próby zgodnie uznajemy, że jest super, ale potem wracamy do nagrania za tydzień, czy nawet za miesiąc, i już przestaje się nam to podobać, bo w międzyczasie pojawił się jakiś inny, fajniejszy motyw i przez to trzeba zmienić dotychczasową formę… Dlatego niektóre numery potrafią powstawać przez dwa tygodnie czy tydzień, a niektóre dwa miesiące. Jak dotąd zwykle wydawaliśmy płyty co dwa lata, ostatnia była po trzech latach. Zaczniemy niebawem robić próby i zobaczymy, jak to wszystko idzie. Nie mamy jakichś konkretnych założeń. W tym roku prawdopodobnie nie, ale podejrzewam, że w przyszłym roku będziemy już chcieli nagrać nową płytę. Czy będzie to na początku, czy w połowie roku, trudno powiedzieć.
Rozmawiał: Mikołaj Służewski
Zdjęcia: Kara Rokita, Radek Zawadzki
Więcej informacji o Nebula Studio: www.facebook.com/nebulastudiopoland/
Artykuł z cyklu „Studyjna mapa Polski” ukazał się w numerze 2/2017 miesięcznika Muzyk.