Wiadomo, każdy z nas jest jedyny i niepowtarzalny, tym bardziej artyści, którzy zachwycali swoją sztuką świat. W stosunku do nich wydaje się bliższe słynne powiedzenie Horacego, „nie wszystek umrę”. Najnowszym dowodem na to może być składanka hitów Joe Cockera, wydana przez Sony Music z powodu pierwszej rocznicy odejścia znakomitego wokalisty. Bez najmniejszych wątpliwości zostawił po sobie ogromnie wiele przebojów, które zostaną z nami na długo. Autorzy tego albumu, obejmującego na dwóch krążkach aż trzydzieści sześć przebojów z pięciu dekad jego aktywności artystycznej, najwyraźniej chcieli wykazać, jak dużo nam po sobie zostawił. Oczywiście nawet zestaw trwający niemal 150 minut, musi być w tym wypadku jedynie pewnym zamierzonym wyborem, wycinkiem tego, co uznali za najważniejsze i najciekawsze. Wydaje się jednak, że gdyby nagle znalazł się ktoś, kto na temat Cockera nie wiedziałby nic, to ten wybór dawałby spore pojęcie o Brytyjczyku. Jest „With A Little Help From My Friends”, „You Are So Beautiful”, „Come Together”, „One”, „Unchain My Heart”, „Delta Lady”, „Cry Me A River”… Zawsze można się spierać, dlaczego jest to, a nie tamto nagranie, ale nic z podobnych dywagacji nie wynika. Słychać natomiast, że Cocker wielkim wokalistą był, koniec i kropka. „Miał czuja”, jak mówią muzycy, najwyraźniej wyobraźnia podsuwała mu najlepsze rozwiązania, a on każdą piosenkę „przepuszczał przez siebie”. Na tym moim zdaniem polegał fenomen jego interpretacji evergreenów, bo nawet w te zużyte do cna umiał tchnąć nowe życie. Znam wiele osób, które zawsze najbardziej czekały właśnie na te klasyki w jego wykonaniu. Absolutnie nie ograniczała go słynna chrypka, nawet na swój sposób pomagała mu w balladach, z których wykonań był najbardziej znany. Trzeba też wspomnieć o Joe jako autorze piosenek, choćby „Marjorine” czy „Hard Knocks”. Dwupłytowy album obejmujący pięć dekad ogromnie ważnej jego obecności na estradzie, mógł być niebezpiecznym przedsięwzięciem. Wiadomo, zmieniały się w tym czasie wielokrotnie style, oczekiwania słuchaczy, obowiązujące trendy, a to wszystko sprawia, że z perspektywy czasu część muzycznych wspomnień staje się mocno naftalinowa. Na szczęście nie w tym przypadku. Joe Cocker się nic nie zestarzał i nie trzeba go odkurzać, zaręczam.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 6/2016 miesięcznika Muzyk.
Strona internetowa artysty: www.cocker.com