Bez wątpienia Jerzy Satanowski jest najbardziej zapracowanym twórcą w naszej branży muzycznej. Komponuje, aranżuje, nagrywa, pisze scenariusze widowisk muzycznych, reżyseruje. Jest niepodzielnym liderem w ilości napisanej każdego roku muzyki teatralnej, bardzo często tworzy ją również dla filmu i telewizji, bywa jurorem i członkiem różnych ciał decyzyjnych. Prawdą a Bogiem trudno się zorientować kiedy ma czas na spanie i jakiekolwiek życie prywatne. Teraz wydał antologię swoich stu piosenek. Drobny wycinek, napisał ich przecież kilkaset. Ich cechą wspólną pozostaje przede wszystkim dbałość o dobry tekst, na kanwie którego powstają kompozycje. Zawsze współpracował z najlepszymi i najciekawszymi, ze Stachurą, Wołkiem i Osiecką na czele. Większości swoich utworów nadaje specyficzne, łatwo rozpoznawalne cechy, a wyrazisty rytm, wyjątkowa dbałość o rozbudowaną linię melodyczną, niebanalne aranżacje są jego swoistym biletem wizytowym. Pewien paradoks polega na tym, że te z reguły odległe od pojęcia szlagieru piosenki, często zostają na długo w pamięci, a niektóre zyskały sporą popularność, zwłaszcza w kręgach wymagających słuchaczy. Wystarczy wspomnieć „Białą lokomotywę”, „Życie to nie teatr”, „Pierdolniętych dekadentów” czy „Za dalą dal”. Z powodów oczywistych piosenki Satanowskiego włączają do swego repertuaru przede wszystkim aktorzy oraz ci wykonawcy, którym śpiewanie poezji nie nastręcza żadnych kłopotów. Ponieważ, jak wspomniałem, wyboru dokonywał sam zainteresowany, można mieć pewność, że wybrał nie tylko najbliższe sobie utwory, ale i interpretacje. Gwiazd sceny i estrady jest tu co niemiara, trudno nawet wymienić wszystkich, ale o kilku wręcz trzeba wspomnieć. Krystyna Janda, Stanisława Celińska, Mirosław Czyżykiewicz, Hanna Banaszak, Ewa Błaszczyk, Dorota Osińska i Hanna Śleszyńska pokazują się z najlepszej strony. Co ciekawe, sam Jerzy Satanowski, dotychczas raczej rzadko wykonujący swoje piosenki, od jakiegoś czasu udowadnia, że śpiewanie też nie jest mu obce. Przed wielu laty od tego zaczynał swą karierę muzyczną, a teraz najwyraźniej do niego wraca w szeregu nagrań. Z całą pewnością ten pięciopłytowy album powinni Państwo posiadać.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Recenzja ukazała się w numerze 11/2016 miesięcznika Muzyk.