W historii kinematografii lata siedemdziesiąte ogłoszono dekadą kobiet. Hasłem tym chciano zwrócić uwagę na znaczenie dorobku reżyserek, scenarzystek, aktorek, rzucić światło na osiągnięcia, które niejednokrotnie pozostawały w cieniu prac ich kolegów po fachu przede wszystkim ze względu na stereotypowe postrzeganie roli kobiet w przemyśle filmowym – zawód aktorki wydawał się oczywistością, ale reżyserki czy producentki już nie.
Nieprzypadkowo filmowa dekada kobiet zbiegła się z powstaniem terminu „herstory”. Neologizm odsyłający do „history” (his story – jego historia), miał uzmysłowić, że historiografia – podobnie jak polityka – nie jest wolna od ideologii, uprzedzeń, wykluczających praktyk. W ten sposób powstaje zniekształcony obraz przeszłości – obowiązujące kanony pomijają twórczość wielu grup, przez co wydaje się, że nie mają one żadnych dokonań. Współczesne badania historiograficzne przywracają poszczególnym dziedzinom nazwiska, które niesłusznie – na przykład z powodów obyczajowych czy politycznych – zostały przemilczane i zapomniane.
MUZYCZNE HERSTORY
Czy podobnie można napisać historię rock’n’rolla i historii zachodniej muzyki rozrywkowej? Coraz liczniejsze reportaże, książki biograficzne i autobiografie przybliżające życiorysy niepokornych kobiet: kompozytorek, wokalistek, instrumentalistek, doskonale wpisują się w ten nurt a dla czytelników zainteresowanych różnymi aspektami życia muzycznego, stanowią cenne źródło wiedzy – nie tylko o tytułowych postaciach, ale i czasach, w których przyszło im tworzyć. Do książek będących głosem samych autorek należą: „Dziewczyna z zespołu” Kim Gordon i „Poniedziałkowe dzieci” Patti Smith. Publikacje, choć każda z nich przedstawia inną historię, składają się na obraz – często niełatwego – funkcjonowania kobiet na rock’n’rollowej scenie.
SŁABA POZYCJA
Opowieść Kim Gordon, basistki kultowego Sonic Youth, to świadectwo pewnej epoki, kiedy mało znany zespół Nirvana dawał pierwsze występy w Europie, na gitarze próbowano grać kijem do baseballa czy pałką perkusyjną a udany koncert musiał kończyć się roztrzaskaniem co najmniej jednej gitary. Wydana w Polsce przez wydawnictwo Czarne książka Gordon ukazuje historię, która znakomicie nadawałaby się na scenariusz filmu o życiu gwiazd rock’n’rolla. Postać dziewczyny, uciekającej od łatki córki profesora socjologii i spokojnego życia amerykańskiej klasy średniej w ostre gitarowe brzmienia, podejrzanych znajomych, bunt wobec brokatowej estetyki lat osiemdziesiątych, (Sonic Youth zaczyna w tym samym czasie, kiedy na listach przebojów króluje Like a Virgin czy Material Girl Madonny) a jednocześnie pilnej studentki Ottis College of Art and Design i amatorki sztuki, jest barwna i niezwykle ciekawa.
JADĄC WEST SIDE HIGHWAY
Podążając śladami Gordon, jednocześnie odbywa się muzyczną podróż po Stanach Zjednoczonych: od lat sześćdziesiątych, przez albumy Coltrane’a, kontrkulturę i ruch hippisowski, pierwszy występ czwórki z Liverpoolu w Ameryce i rodzącą się Beatlemanię, scenę grunge, Riot Grrrl (feministyczny punk) po początek XXI wieku i pierwsze koncerty wówczas nastoletniej córki Gordon – Coco. Początki kariery Sonic Youth przypadają na czasy, gdy teledysk mógł powstać za dwadzieścia dolarów a w najstarszym studio nagraniowym Nowego Jorku, Sear Sound, nagrywało się płyty pod opieką samego założyciela tego miejsca, Waltera Seara, współtwórcy słynnego syntezatora Mooga.
Kim Gordon jest baczną obserwatorką otaczającego ją świata i zachodzących zmian. Nie tworzy własnej legendy ani nie mitologizuje rock’n’rollowego życia. Bez upiększeń opowiada o trudach koncertowania ze świeżo narodzoną córką u boku („Większość wychowawczego trudu spada na barki kobiet”) a sceniczną euforię i zatracenie w muzyce nazywa nagrodą, bo reszta trasy koncertowej to „mordęga, wyczerpanie i nuda”. Wspominając o swojej pracy nad pierwszym albumem grupy Courtney Love „Pretty on the Inside” (Gordon była jego producentką) podkreśla, że premiera debiutu Hole odbyła się zaledwie tydzień po śmierci lidera Nirvany (gorzko stwierdza: „trudno o lepszy czas”). W innym miejscu pisze, że: „po Nirvanie muzyczny mainstream zleciał na łeb na szyję do swojego standardowego poziomu nijakości, a grunge stał się kolejnym sloganem służącym sprzedaży nadętej, nudnej muzyki rockowej”. Z dystansu niezwykle trafnie zauważa, jak z pojedynczych, drobnych gestów rynku powoli rodził się współczesny obraz przemysłu muzycznego: goniącego za sensacją, traktującego muzykę jako medium do zarabiania pieniędzy a twórców jak opakowanie, które ma za zadanie skutecznie przyciągnąć konsumentów.
Jej muzyczny bunt jest przy tym twórczy i aktywny, daleko mu udawanej obojętności nie tylko wobec świata, ale i własnego życia. Dlatego ostro krytykuje pozę Lany Del Rey i wywiad, gdzie ikona amerykańskiej popkultury stwierdza, że śmierć muzyków w młodym wieku jest urokliwa a ona sama z chęcią dołączyłaby do wielkich sław z Klubu 27 (grona artystów, którzy zmarli właśnie w tym wieku, m.in. Hendrix, Morrison, Joplin, Winehouse). Drażni ją także oderwanie artystów od codzienności i związanych z nią problemów ludzi, którzy nie należą do klasy uprzywilejowanej.
Między wierszami „Dziewczyny z zespołu” pobrzmiewa przekonanie, że sztuka zaangażowana, rozumiejąca społeczne zawiłości, bacznie obserwująca ma do spełnienia ważną, krytyczną rolę. Choć artysta nie musi mówić o wszystkim wprost. Chwilami kakafoniczna twórczość Sounic Youth miała właśnie stanowić odtrutkę na nieprawdziwy, uładzony, pozbawiony skaz obrazek Ameryki. Gordon pisze, że gdy padało pytanie o dysonanse w jej muzyce odpowiadała zawsze, że odzwierciedlają one przepełniony skrajnościami dynamizm życia w Nowym Jorku. Dlatego zespół świadomie sięgał po noise, muzykę eksperymentalną nieustannie eksplorując granice muzycznej materii i ramy gatunków, wśród muzycznych inspiracji basistka wielokrotnie wymienia przede wszystkim jazz, obecny w jej życiu od najmłodszych lat.
OD PONIEDZIAŁKU
Historia Patti Smith rozpoczyna się w poniedziałek – to dzień narodzin wokalistki, kompozytorki, autorki tekstów, której w 2010 Pratt Institute przyznał doktorat honoris causa w dziedzinie sztuk plastycznych (pięć lat później francuskie ministerstwo kultury odznaczyło ją Orderem Sztuki i Literatury). A jednocześnie poniedziałek wyznacza początek pobytu Smith w Nowym Jorku, ważnym przystanku na drodze muzycznej kariery.
W „Poniedziałkowych dzieciach” Patti Smith opowiada o trudnym poszukiwaniu kobiecej tożsamości w czasach, gdy jej matka mogła tylko „wypełniać kobiece obowiązki” a ojciec martwił się, że córka nie jest dość atrakcyjna, by znaleźć męża, więc – by móc samodzielnie zapewnić sobie warunki bytowe – powinna zostać nauczycielką. Smith pisze, że wychowała się pruderyjnej Ameryce, gdy „seks i małżeństwo traktowano jako synonimy”. Nie znajdując wokół siebie możliwości dla samorealizacji, szukała schronienia w literaturze, ceniąc przede wszystkim te postaci, które wymykały się stereotypowym rolom. Dlatego mając dwadzieścia lat, Patti Smith wsiada w autobus do Nowego Jorku uciekając – dosłownie i w przenośni – od sztywnej obyczajowości Ameryki lat pięćdziesiątych.
MYŚLĘ, WIĘC TWORZĘ
Życiorys Smith to opowieść o poszukiwaniu własnego języka, który nie powtarzałby utrwalonych klisz i pozwalał przekształcać porządek rzeczy („wolałam artystów, którzy zmieniali rzeczywistość swoich czasów, a nie tylko ją odwzorowywali”). Pierwszy krok ku własnej estetyce Patti Smith robi już jako dziecko, gdy nie podoba się jej modlitwa wpojona w szkółce niedzielnej, pyta matkę, czy może ułożyć swoją własną. Otrzymana swoboda jest dla niej wyzwoleniem: „poczułam ulgę, że nie muszę już powtarzać słów: Jeśli przed świtem umrzeć będzie trzeba, niechaj Pan Bóg zabierze mą duszę do nieba” a zamiast tego mogę mówić to, co mam w sercu (…) z czasem zaczęłam doświadczać modlitwy innego rodzaju, w milczeniu, która wymagała raczej słuchania, a nie mówienia. Małe potoki słów rozpływały się w szczególnym poczuciu rozszerzającej się i kurczącej przestrzeni. Tak wkroczyłam w promienną krainę wyobraźni”.
Zajmowanie się twórczością artystyczną było w owym czasie czymś znaczniej więcej, niż tylko realizacją indywidualnych marzeń o scenie, sławie, uwielbieniu tłumów. Z książki Smith wyłania się obraz specyficznego środowiska – ludzi, którzy nie potrafili odnaleźć się w świecie afirmującym uśmiech na pokaz, sztuczny porządek i złudzenia. Autorka pisze o męskich – często bardzo skomplikowanych – przyjaźniach, niejednoznaczych relacjach, fascynacji wszystkim tym, co przyniosła ze sobą alternatywna kultura lat sześćdziesiątych. O sprzeciwie wobec tradycyjnego modelu rodziny, literaturze beatników, narkotycznych eksperymentach i odważnych projektach artystycznych.
DOJŚĆ DO GŁOSU
Kim Gordon i Patti Smith łączy intelektualny, drobiazgowy namysł nad otaczającą je rzeczywistością, poczucie współodpowiedzialności za kreowany obraz świata – to swoista polemika z wizją artysty szczelnie zamkniętego w swojej dziedzinie sztuki. „Dziewczyna z zespołu” i „Poniedziałkowe dzieci” ukazują środowisko muzyków od wewnątrz, są osobistą relacją, opowieścią o indywidualnym życiu, ale też i wnikliwym obrazem przemian w kulturze popularnej. A mówiąc swoim własnym głosem (nie są to biografie pisane przez badaczy czy dziennikarzy tylko ich własne zapiski) Gordon i Smith dosłownie współtworzą historię muzyki rockowej.
Tekst: Zuzanna Ossowska
Artykuł ukazał się w numerze 4/2017 miesięcznika Muzyk.