Country nie ma w tej chwili jakiejś specjalnej siły przebicia w Polsce. Część z jego przeciwników twierdzi, że to takie amerykańskie disco-polo, z banalnymi tekstami dającymi się opowiedzieć w kilku słowach. Nieprawda, te czasy już minęły! Oczywiście w niektórych piosenkach łatwo znaleźć odniesienia do spraw najprostszych, ale teraz autorzy utworów utrzymanych w tym stylu opowiadają najczęściej o tym, co ważne dla nich, ich słuchaczy i świata. George Strait właśnie do takich należy. To nie przypadek, że mówi się o nim z przydomkiem „król”. Bez najmniejszego trudu zapełnia kilkudziesięciotysięczne stadiony, a jego nagrania rozchodzą się w milionowych nakładach. Niedawno przedstawił swój trzydziesty album studyjny, „Honky Tonk Time Machine”, którym potwierdził swoje możliwości. W warstwie muzycznej to country głównego nurtu, któremu George pozostaje wierny od lat. Pewnie mało kto wie, że termin honky-tonk odnosi się do muzyki serwowanej w niegdyś podejrzanych lokalach południa Stanów Zjednoczonych, służącej z założenia do tańca. Stąd obecny w nich wyraźny rytm i skrzypce, a także steel guitar. Strait nawiązuje do tych właśnie tradycji, choć wszystkie utwory brzmią na wskroś współcześnie. On sam napisał, wespół z synem o wdzięcznym imieniu Bubba i Deanem Dillonem, stałym współpracownikiem, dziesięć piosenek z trzynastu pomieszczonych na krążku. Jest też jeden standard, napisany przez nieżyjącego już gwiazdora country, Johnny’ego Paychecka, „Old Violin”. Współproducent krążka, Chuck Ainlay, ten sam, który od lat jest odpowiedzialny za płyty Marka Knopflera, potrafił z głównym zainteresowanym nadać całości bardzo interesujący, momentami nostalgiczny charakter. Panowie skorzystali ze znakomitych muzyków. Na skrzypcach i mandolinie gra legendarny Stuart Duncan, steel guitar obsługuje wielokrotnie nagradzany Paul Franklin, a gitarzystami są między innymi Brent Mason i J.T. Corenflos. Gościnnie śpiewa sam Willie Nelson, którego George anonsuje w walczyku „Sing One with Willie”: „Nigdy nasze drogi się nie skrzyżowały, nie grałem dotąd z Willie’m, a teraz po raz pierwszy mam to szczęście”. W utworze „God and Country Music”, w samej końcówce George śpiewa z wnuczkiem, Harleyem. Cały album, jak zwykle u „króla” Straita, jest szczegółowo przemyślany i zrealizowany z dużą dawką humoru, ale też wdzięku i elegancji.
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artysty: www.georgestrait.com
Recenzja ukazała się w numerze 5/2019 miesięcznika Muzyk.