„Siła rażenia” młodziutkiej amerykańskiej gwiazdy zdaje się nie mieć granic. Zaledwie w sierpniu 2018 roku odbyła się premiera jej czwartego krążka studyjnego, „Sweetener”, ale zaraz potem rozstała się z narzeczonym, Macem Millerem, który później tragicznie odszedł, w wyniku przypadkowego przedawkowania prochów z alkoholem. W tej sytuacji zrezygnowała w trasy promującej krążek, ale postanowiła odreagować stres pracą. Do studia Jungle City w Nowym Jorku weszła z przyjaciółmi już w październiku, by zacząć pracę nad kolejną płytą. Ariana nie ryzykowała i zaprosiła do współpracy w większości to samo grono utalentowanych młodych ludzi. Materiał powstawał bardzo szybko, podobno dziewięć pozycji z dwunastu znajdujących się na krążku, skomponowano w tydzień, ona sama napisała wszystkie teksty. Nagrania trwały tylko dwa tygodnie, resztę czasu poświęcono na dogrywanie dodatkowych instrumentów i dopieszczenie całości. Zaskoczeń muzycznych nie ma, to pop przemieszany z rhythm&bluesem i hip-hopem. W nagraniach, jak zwykle u Ariany Grande, wzięło udział znaczne grono muzyków i programistów, oczywiście jest cała sekcja dęciaków, ale też i różnych gitarzystów, z których najbardziej chyba napracował się Happy Perez. Gwieździe towarzyszy też kilka osób w chórkach, choć gości specjalnych nie zaprosiła. Zaskakuje udział sędziwej, 93-letniej ukochanej babci Ariany, a także popularnej amerykańskiej drag queen, Shangeli Laquify Wadley. Tak jak poprzednio producentów jest kilku, ale do samej zainteresowanej należało ostateczne zdanie w każdej kwestii. Słusznie, bo młodziutka gwiazda doskonale wie, czego chce i potrafi tę wiedzę precyzyjnie wyegzekwować. Do tego otacza się znakomitymi fachowcami, którzy jej zamierzenia natychmiast przekuwają w czyn. Krytycy amerykańscy twierdzą, że to najbardziej osobisty krążek Grande i teksty to zaświadczają, zresztą nigdy nie pisała o niczym. „Thank U, Next” słucha się doskonale, trudno wskazać słabe punkty całości przedsięwzięcia. Jak zwykle u Ariany Grande warstwa muzyczna jest gęsta, właściwie wypełniona bez reszty, przez co każdy utwór wciąga słuchacza i nie pozwala na traktowanie krążka w roli muzycznej waty przy odkurzaniu mieszkania. Album bez wątpienia ciekawy, dla mnie od poprzedniego lepszy. Specjalną uwagę zwraca piosenka tytułowa, jak również „7 Rings” i „NASA”. Już w pierwszym tygodniu płyta znalazła 360,000 nabywców, a po dwóch miesiącach było ich ponad milion. To dopiero początek, bo trasa koncertowa dopiero się zaczyna…
Tekst: Marcin Andrzejewski
Strona internetowa artystki: www.arianagrande.com
Recenzja ukazała się w numerze 5/2019 miesięcznika Muzyk.