W nocy z sobotę na niedzielę 1 czerwca 2008 roku trwały końcowe prace przy naprawie poszycia dachu budynku No. 6197 w Hollywood, należącym do wytwórni Universal. Zgodnie z przepisami przeciwpożarowymi, pracownicy obsługujący lampę lutowniczą muszą pozostać godzinę po skończeniu roboty na miejscu. Około godziny 3:00 w nocy ekipa zakończyła czuwanie i robotnicy zeszli z terenu prac. Za wcześnie. Jeden z wartowników zauważył dym o godzinie 4:43 i natychmiast powiadomił straż pożarną. Strażacy przyjechali bardzo szybko, ale ogień zdążył się już mocno rozprzestrzenić. Nic dziwnego. Ten budynek stanowił największe archiwum amerykańskiego giganta rozrywki. Na parterze mieściła się ekspozycja z dekoracją do „King Konga”, wielkiego hitu wytwórni, a na poszczególnych piętrach trzymano taśmy filmów kręconych od lat 20., różnych programów i seriali telewizyjnych, a także taśmy-matki płyt z muzyką, nagrywanych od 1942 roku. Nie trzeba być strażakiem, by wiedzieć, że w takim budynku, poprzez nagromadzenie wyjątkowo łatwopalnych materiałów, ogień będzie zajmował poszczególne kondygnacje z prędkością błyskawicy. Z żywiołem walczyło pięciuset strażaków, kilku z nich odniosło poważne obrażenia, jednak dopiero po 12 godzinach udało się go opanować.
Następnego dnia rzecznik Universalu dziękując wszystkim uczestniczącym w akcji uspokajał, że straty objęły wyłącznie część dekoracji „King Konga”, jak i pewną ilość taśm-kopii filmowych i telewizyjnych, natomiast taśmy muzyczne nie ucierpiały. Oświadczenie przyjęto ze zrozumieniem i długo do niego nie wracano. Sprawa wydawała się zamknięta. Minęło jedenaście lat i – w dość przypadkowych okolicznościach – do poufnych raportów na temat rozmiaru zniszczeń dotarli niedawno dziennikarze gazety „The New York Times”. Niezorientowanym wyjaśniam, że to jest jedna z najbardziej opiniotwórczych redakcji na świecie i jej ustaleń nikt nie zbędzie milczeniem. Dziennikarze dowiedli, że największe szkody związane są właśnie z materiałami muzycznymi. Ustalono, że spaliło się ponad 100,000 taśm-matek (na których umieszczonych było ponad 500,000 nagrań)! Znów wyjaśniam, że to one stanowią podstawę do produkcji wszelkiego rodzaju płyt i nagrań cyfrowych. Wobec ich fizycznego zniszczenia, możliwość ponownego wydania poszczególnych tytułów na nowych nośnikach, bądź przeprowadzenia remasteringu, stała się praktycznie niemożliwa.
Opublikowano potężną listę artystów, których taśmy bezpowrotnie zostały unicestwione. Znajdują się na niej między innymi: Ella Fitzgerald, Chuck Berry, Billy Holliday, Aretha Franklin, Eminem, Elton John, B.B. King, The Who, Dolly Parton, Neil Diamond, Eric Clapton, The Police, Sting, The Eagles, The Police i mniej więcej sześćset innych gwiazd. Co więcej, dziennikarskie śledztwo ustaliło, że gigant świadomie ukrywał skalę zniszczeń, nie zachował obowiązujących procedur ochrony taśm, nie poinformował żadnego artysty o przepadku jego nagrań, a poza tym pobierał pieniądze za ubezpieczenie, wniesione na pokrycie strat!
Universal przystąpił do kontrataku. Jego rzecznik mówił w oświadczeniu o licznych nieścisłościach dziennikarzy NYT wprowadzających w błąd opinię publiczną, a także celowy brak zrozumienia skali strat i ich bezpodstawne zawyżanie. „Zachowanie zbiorów muzycznych jest naszym najwyższym priorytetem, jesteśmy z nich dumni!”, zakończył swe wystąpienie. Tego już wielu zainteresowanym było za wiele. Grupa poszkodowanych artystów wystosowała do sądu pozew przeciwko Universalowi, żądając wysokich odszkodowań. Jeśli także inni właściciele praw autorskich do zniszczonych taśm zjednoczą się w oskarżeniach wytwórni, sprawa może wstrząsnąć jej finansami, choć z drugiej strony same fizyczne taśmy były w większości własnością wytwórni a nie artystów, co z punktu prawnego też nie jest bez znaczenia. Niestety, żadne pieniądze nie przywrócą egzystencji zniszczonym taśmom…
Tekst: Andrzej Lajborek